Suwalszczyzna tropem książek Artura Urbanowicza
Tegoroczne wakacje z wiadomych względów stały pod znakiem zapytania, więc nie planowaliśmy ich dużo wcześniej. Od dawna jednak ciągnęło nas na wschód, na Podlasie, gdzieś gdzie można i zwiedzać, ale też odpocząć w ciszy, gdzie czas płynie wolniej.
Zresztą, jeszcze przed epoką pandemii zatłoczone plaże i wypoczynek w pięciogwiazdkowym hotelu typu all inclusive nie były w naszym guście. Baza wypadowa i objazdówka po okolicy, to jest coś, co kochamy najbardziej, w zeszłym roku tak zwiedziliśmy Włochy. A jeśli jeszcze można zwiedzać tropem książek, to już w ogóle raj. I Suwalszczyzna nadaje się do tego jak najbardziej. Właśnie tam rozgrywa się akcja książek Artura Urbanowicza.
Za to właśnie uwielbiam polskich pisarzy. Że zabierają mnie nie tylko w świat literatury, ale też w podróż po zakątkach naszego kraju. Poza tym, nie byłabym sobą gdybym nie powiedziała, że to świetny sposób na promowanie czytelnictwa. Miejsc też - oczywiście. Ale ja już po wrzuceniu kliku fotek na fb i insta dostałam pytania o książki Artura. Także ten.. Jest fejm ;)
My zwiedzaliśmy okolice głównie tropem „Gałęzistego”, co było o tyle łatwiejsze, że bohaterowie książki są turystami, więc można w niej znaleźć wręcz przewodnik zwiedzania. Dopasowaliśmy to zwiedzanie do swoich możliwości. Byliśmy z dziećmi, więc trzeba wziąć pod uwagę zarówno ich możliwości fizyczne, jak i ciągłą chęć kąpania się w jeziorze. A jakie tam są jeziora…
Wpletliśmy też do tego miejsca z Inkuba, a nawet Grzesznika, o co w sumie nietrudno, bo przecież część miejsc się powtarza w fabułach.
W każdym razie zwiedzaliśmy powoli, bez spiny, w swoim czasie. I wiadomo, że nie udało nam się zobaczyć wszystkiego. Ale przecież po coś trzeba będzie tam wrócić :)
Ok, zaczynamy!
Dzień pierwszy, niedziela, 9 sierpnia
Pokój mieliśmy zarezerwowany w gospodarstwie agroturystycznym Pod Skarpą w Kleszczówku od godzin popołudniowych. Z Gdańska wyjechaliśmy więc rano, by po drodze odwiedzić pierwszy punkt – Mosty w Stańczykach – od nich też zaczęli zwiedzanie Karolina i Tomek, bohaterowie książki Gałęziste.
Zanim dojechaliśmy do Stańczyk zatrzymaliśmy się na obiad w Gołdapi. Jako dziecko byłam tam na kolonii i jak przez mgłę pamiętam wycieczki właśnie do Suwałk i okolic. No i wtedy nauczyłam się pływać, więc rozumiecie, jest sentyment.
Sulwaszczyzna tropem książek Artura Urbanowicza. Stańczyki
Chociaż administracyjnie Stańczyki leżą jeszcze w województwie warmińsko-mazurskim, wiadukty kojarzą się raczej jako atrakcja turystyczna Podlasia. Nic więc dziwnego, że już przy parkingu i po drodze na mosty można spotkać kramy z pamiątkami i wyrobami regionalnymi, jak Sękacz czy nawet chleb litewski.
Wejście na most jest płatne, a dochód przeznaczony jest na renowację wiaduktów. Bilety nie są drogie, kilka złotych, jest też ulga dla dzieci. Ruszyliśmy prawym wiaduktem od strony wejścia i zeszliśmy dołem pod mostami. Schodząc trzeba być ostrożnym, bo schody to tak naprawdę deski wbite w ziemie, stopnie są wysokie. Z naszym szogunem, wulkanem energii, niespełna pięcioletnią Oliwią było to doświadczenie przyprawiające o palpitacje serca.
Potem dziewczynki odpoczęły mocząc nogi w rzece, a i nam cień drzew dobrze zrobił, bo pogodę mieliśmy bardzo słoneczną, upalną wręcz. Dalej ruszyliśmy ścieżką pod mostami i z tej perspektywy robią naprawdę kolosalne wrażenie.
Powrotna wspinaczka była zdecydowanie najmniej przyjemna - bo pod górę ;) Wracając zatrzymaliśmy się jeszcze przy niedawno wybudowanej wieży widokowej, z której też jest świetny widok na mosty.
Warto pamiętać, że wiadukty w Stańczykach nie są jedyne w okolicy. Podobne są jeszcze w Kiepojciach i Bogtunach, gdzie zaczęły się dziać dziwne rzeczy podczas zwiedzania Karoliny i Tomka ;) Nam nie starczyło na nie czasu.
KLESZCZÓWEK, agroturystyka Pod Skarpą
To nasze miejsce docelowe, czy raczej baza wypadowa. Kleszczowek przewinął się przez kartki książki Inkub i leży w sąsiedztwie Smolnik. Agroturystyka, w której się zatrzymaliśmy leży dosłownie na granicy z nimi.
A samo miejsce? Jest dokładnie tak urocze miejsce, jak sobie wyobrażałam. Stylizowane na wiejską chatę i swojskie klimaty. Dużo drewna i antyczne meble. Nasz pokój był trzyosobowy, ale nasze dziewczyny spokojnie zmieściły się na mniejszym łóżku. Wybrałam ten, bo to jedyny z własnym tarasem, na którym raczyliśmy się niespiesznymi śniadaniami. W ofercie dla gości możliwe są też śniadania i obiadokolacje. My z tego zrezygnowaliśmy, gdy zwiedzamy lubimy tez próbować jedzenia w różnych miejscach. Śniadania przyrządzaliśmy sobie sami – do gości jest kuchnia, jadalnia z kominkiem i kącikiem z książkami, a także salon, wspólny taras na zewnątrz, plac zabaw i miejsce na ognisko.
Cudowne miejsce, sympatyczna gospodyni pani Aneta i przystępne ceny. Polecam gorąco!
Sulwaszczyzna tropem książek Artura Urbanowicza. Smolniki
Punkt widokowy u Pana Tadeusza, jezioro Czarne i gospoda u Jaćwingów
Skoro Smolniki były rzut beretem to po wstępnym ogarnięciu się po podróży, poszliśmy na zwiady. W drodze do centrum wioski (czytaj: sklep, izba turystyczna, kościół i gospoda ;)) mijamy Punkt Widokowy Pana Tadeusza, który to był wykorzystany do kręcenia jednej ze scen filmu. Wstęp na punkt również jest płatny (co oburzyło Tomka w Gałęzistym), ale to także kwestia kilu złotych, za to widoki bezcenne - na górę Cisową.
Właściwie już po drodze mieliśmy wrażenie, że jesteśmy… w górach. Naprawdę sporo tam wzniesień, nie spodziewałam się takich krajobrazów. Cudnie!
Następnie spacerem poszliśmy nad Jezioro Czarne, a dzień zakończyliśmy posiłkiem w Gospodzie u Jaćwingów, która oferuje oczywiście jedzenie regionalne. Pycha i dużo. Bardzo dużo. I obsługa przemiła.
I to właściwie tyle chodzi jeśli chodzi o Smolniki, przychodziliśmy tu w razie potrzeby do sklepu, czasem nad jezioro. Fakt, że miałam tak blisko sprawił niestety, że odkładałam na wieczne potem zwiedzenia tutejszego cmentarza (każdy ma jakieś zainteresowania ;) ) tym bardziej, że była tam taka piękna drewniana kapliczka, która bardzo mnie kusiła. No trudno. Następnym razem ;)
Dzień drugi, poniedziałek, 10 sierpnia
Poniedziałek zaczęliśmy oczywiście śniadaniem na tarasie i wyruszyliśmy na zwiedzanie okolicy. Mieliśmy roboczy plan, ale on mocno się aktualizował na bieżąco ;) Po prostu gdy coś nas zauroczyło, zaciekawiło przystawaliśmy i cieszyliśmy się chwilą. Coś pięknego, polecam. Tego dnia połączyliśmy Gałęziste z Inkubem i odwiedzaliśmy miejsca związane z fabułą obu powieści. Pierwszym punktem tego dnia była Góra Cisowa, która również znalazła się na liście zwiedzania Tomka i Karoliny.
Suwalszczyzna zdominowana jest przez turystów na rowerach i wcale się nie dziwię, jest tam wiele szlaków rowerowych, w tym Green Velo. Jeszcze nie dojrzeliśmy do zwiedzania w taki sposób (choć wiele lat temu, tak poznaliśmy Szlak Legend Mazurskich). Na szczęście o podróżujących samochodem też pomyślano. W pobliżu atrakcji turystycznych są parkingi, z którym spacerkiem można udać się do miejsca docelowego.
Suwalszczyzna tropem książek Artura Urbanowicza. Góra Cisowa
Ich następnym celem była Góra Cisowa. Wkrótce charakterystyczne wzniesienie, nazywane niekiedy "suwalską Fudżijamą" ukazało im się po prawej stronie. Gałęziste, s. 103
To ona zwróciła naszą uwagę na punkcie widokowym w Smolnikach. Wspinaczkę ułatwiają schody, a widoki są przecudne. Po zdobyciu szczytu zeszliśmy druga stroną, nieco mniej udeptanymi ścieżkami.
Tuż obok góry leży Udziejek, miejscowość znana z Inkuba. Bardzo, bardzo klimatyczna miejscowość, a w nim domy, które naprawdę mogą pobudzić wyobraźnię.
Kolejnym punktem, który odkryliśmy przez przypadek był Dom Gościnny w Mierkiniach. Tam zaszliśmy na chwilę, by napić się kawy na tarasie z widokiem na jezioro Hańcza, nad które też na chwilę zajechaliśmy (o jeziorze więcej będzie niżej).
Potem planowaliśmy Górę Zamkową, ale Oliwia zasnęła, więc dłuższy spacer, a taki się zapowiadał, by przejść szlak musieliśmy odłożyć. Tym samym na mojej liście znalazł się kolejny punk „na kiedyś”.
Sulwaszczyzna tropem książek Artura Urbanowicza. Jodoziory
Ale za to udało się odwiedzić Jodoziory. To naprawdę niewielka wioska, ale musiałam znaleźć TĘ chatę. Autor wspomniał, że latem jest trudniej, bo zasłaniają ją drzewa, ale udało się! Wiem, że to ta z pierwszego źródła ;)
Trzeba pomóc w ewakuacji Jodozior. Albo Jodoziorów. Nie wiem, jak jest poprawnie. Najprawdopodobniej jestem pierwszym człowiekiem na świecie, który wypowiedział nazwę tej wiochy w dopełniaczu. To okolice Suwalskiego Parku Krajobrazowego. Jedna z tych miejscowości, w których kaczki z okolicznych jeziorek rzucają ludziom chleb a nie odwrotnie. Nie zagląda tam pies z kulawą nogą. Inkub, s. 77
Poza Górą Zamkową w poniedziałek odpuściliśmy też Głazowisko Bachnowo, ale udało nam się je zwiedzić w piątek. Tego dnia zjedliśmy w Restauracji pod Jeleniem, a wieczorem relaksowaliśmy się nad jeziorem w Smolnikach.
Policjanci stali przy stały zardzewiałym drogowskazie wyglądającym, jakby napis na nim spokojnie można było zastąpić: "Witamy na końcu świata", "Stąd nie ma już powrotu" albo "Porzucćie nadzieję wy, którzy tu wchodzicie" Jodoziory. Inkub, s. 83
Dzień trzeci, wtorek, 11 sierpnia
Tego dnia nie mogłam spać z emocji. Obudziłam się już około piątej, bo wiedziałam, że pojedziemy tam – nad jezioro Gałęziste – główny cel mojej podróży.
Dzień planowaliśmy zacząć od wizyty w Parku Bajek w Kaletniku, ale okazało się, że to miejsce jest zamknięte od dawna i na stałe. Nie wiem na jaką archaiczną stronę w sieci trafiłam, ale gdyby ktoś miał w planach odwiedzanie tego miejsca to informuję, że go nie ma. Dziewczynki były trochę zawiedzione, ale obietnica odwiedzenia McDonalda w Suwałkach załatwiła sprawę ;) W końcu są wakacje. To ten sam mak, w którym Karolina z Tomkiem spotkali Aśkę...
Po jakimś czasie doszli do największej w mieście galerii handlowej, przy której znajdowała się restauracja McDonalds Gałęziste, s.156
Suwalszczyzna tropem książek Artura Urbanowicza. Jezioro Gałęziste
Polecam także wyprawę nad jezioro Gałęziste! - Jakie? (...) - Gałęziste. Nie dziwię się, że państwo o nim nie słyszeli, bo to małe jeziorko w samym środku rezerwatu, w głębi lasu. Z pozoru nic szczególnego, ale to bardzo klimatyczne miejsce (...) Miejsce w pełni pod panowaniem przyrody. Gałęziste, s. 174
Ależ ja nie mogłam się doczekać tej wizyty. To właśnie po przeczytaniu Gałęzistego, jeszcze w pierwszej wersji stałam się wierną czytelniczką książek Artura. Książka wyzwoliła we mnie ten pierwotny lęk, którego szukam w horrorach i tytułowe jezioro stało się dla mnie jego symbolem.
Nad Gałęziste oczywiście trzeba dojść pieszo zostawiając samochód przy leśnym parkingu. Bo wiecie, inaczej Leszy będzie baaardzo zły. Na wycieczkę wybrałam się w odpowiednim stroju. To jest, kiedy pierwszy raz założyłam tę zieloną spódnicę Łucja powiedziała coś w ten deseń: "O mamuś będziesz mogła w Halloween przebrać się za leśna wróżkę". Taaa…
Więc w hołdzie Leszemu przyodziałam leśną kieckę, by wkroczyć do Zielonego Królestwa. Gałęziste jest dokładnie takie, jak pan Andrzej mówił Karolinie i Tomkowi w powyższym fragmencie. Niewielkie, ale baardzo klimatyczne i takie czyste. Coś cudownego. Tu nie ma co pisać, to trzeba zobaczyć. To trzeba poczuć.
Małe, niemal okrągłe jeziorko o turkusowym kolorze, otoczone szczelnym leśnym obramowaniem. Wysokie sosny dosłownie wylewały się nad jego gładką, spokojną taflę (...) Efekt dopełniała dzika, niemal nietknięta przez człowieka okolica i kojący szum drzew. Nie dało się ukryć, że na wrażenia Karoliny wpłynęła też osobliwa aura tajemniczości, która z jakiegoś powodu towarzyszyła jezioru (...)
Suwalszczyzna tropem książek Artura Urbanowicza. KLASZTOR KAMEDUŁÓW W WIGRACH
Niestety klasztor był tym, co zawiodło nas najbardziej. Wstęp był płatny - jako cegiełka na remont. Ok, nie mam z tym problemu, dużo większy miałam z tym, że ten remont trwał i zwiedzanie było bardzo utrudnione, a wielu miejsc niemożliwe. Wieża widokowa – i cały plac przed nią – wyłączony ze zwiedzania. Reszta terenu rozkopana, zero oznaczeń, tu dziury, tam rozsypany piach, gdzie indziej walające się pod nogami betonowe płyty. Mapka do zwiedzania swoje, rzeczywistość swoje. Sale, do których miał być dostęp, np. cela mnicha były zamknięte na siedem spustów. Mocno słabo.
Na szczęście otwarty był kościół, a w jego podziemiach główna atrakcja. Znajduje się tam około czterdziestu zamurowanych wnęk z ciałami zakonników. Dwie z nich są przeszklone, więc można zobaczyć najprawdziwsze, sczerniałe ze starości ludzkie kości. Natomiast na ścianie podziemia zobaczymy charakterystyczny fresk: taniec śmierci z mnichem.
To miejsce również pamiętam z czasów kolonii. Miałam wtedy dziewięć lat i pamiętam jak po obejrzeniu kryp wkręcałyśmy sobie z koleżankami, że w podłodze w naszych pokojach też są trupy.
Potem był czas na relaks nad jeziorem Wigry, a następnie spotkanie z samym autorem, który również był w rodzinnych stronach, dzięki czemu mieliśmy zwiedzanie z przewodnikiem ;)
Suwalszczyzna tropem książek Artura Urbanowicza. CMENTARZYSKO JAĆWINGÓW
Na północ od Suwałk mieści się tak zwany Las Szwajcarski. Miejsce o tak ponurej historii, że nawet sobie nie wyobrażacie. Suchy również zapisał jej ładnych parę kart. Grzesznik, s.7
Na naszej liście do zwiedzenia był oczywiście jeszcze Cmentarzysko Jadźwingów. Głównie chciałam je zobaczyć ze względu na fabułę Gałęzistego, ale i Suchy z Grzesznika tu bywał. Wszak suwalski półświatek w Lesie Szwajcarskim załatwiał swoje mafijne porachunki.
Na miejsce spotkania Artur zaproponował nam... parking przy krematorium. Wymownie prawda? Na początku pokazał nam mogiły na cmentarzu, a potem przegonił przez las. Byłoby całkiem spoko, gdybym prawie całą drogę nie musiał nieść Oliwii na barana ;)
Ale daliśmy radę i wierzcie lub nie, ale na tym cmentarzyku, wśród kurhanów naprawdę czuć jakąś niewytłumaczalną energię. Kto wie, może to siła sugestii, ale pomijając fakt, że przechadzaliśmy się nomen omne pomiędzy grobami, to nawet drzewa są tam jakieś takie mroczne, tajemnicze, inne. Serio. No i zdjęcia nie wychodzą, wszystkie jakieś takie rozmazane. Przypadek?
Nie sądzę.
Artur jeszcze raz dzięki za spotkanie i pogaduchy po (dłuuugiej) drodze o szeroko pojętnym świecie literackim. Super było Cię zobaczyć. Dziewczynki zaczynają mówić o Tobie wujku ;)
Tego dnia, gdy dojechaliśmy do domu padliśmy jak muchy.
Miejsce było magiczne. (...) Przy wejściu na cmentarzysko znajdował się spory, okrągły, kamienny kurhan - zapewne najważniejszy z grobów, ponieważ jedyny taki na całym obszarze. Rozglądając się wokół, Karolina i Tomek dostrzegli jednak coraz więcej płaskich, okrągłych, zarośniętych trawą koców, których na pewno nie stworzyła natura.
Dzień czwarty, środa, 12 sierpnia
Suwalszczyzna tropem książek Artura Urbanowicza. KOLEJ WĄSKOTOROWA W PŁOCICZNIE
Na ten dzień zaplanowaliśmy sobie wycieczkę kolejką wąskotorową, której trasa zaczyna się i kończy w Płocicznie, czyli miejscowości, w której mieścił się nawiedzony dom, o którym możecie przeczytać na pierwszych stronach Inkuba.
Niestety nie poczułam klimatu, bo raz że w okolicach kolejki było sporo ludzi, a tłum jednak nie sprzyja budowaniu aury tajemniczości, dwa trwał właśnie remont drogi, więc sama wioska jakoś szczególnie nie zapadła mi w pamięć. Ale wycieczka kolejką była już całkiem ciekawa.
Podróż z czterema przystankami (postoje trwały od pięciu do trzydziestu minut) trwa łącznie dwie i pół godziny. Zatrzymywaliśmy się po dwa razy w każdą stronę – najczęściej przy punktach widokowych w okolicach jezior. Na postojach można też zaopatrzyć się w regionalne wyroby, głównie w miód. Oczywiście się skusiłam.
W drodze powrotnej na jedzenie zajechaliśmy do Suwałk do restauracji Karczma Polska – jedzenie genialne i klimatyczny wystrój. A wieczorem, wiadomo, jezioro :)
Dzień piąty, czwartek, 13 sierpnia
JEZIORO HAŃCZA
Po trzech dniach intensywnego zwiedzania, Łucja z Oliwią zgodnym chórem oznajmiły, że to dzień leniucha, a nad jezioro w końcu mamy pójść na dłużej i to przed obiadem, gdy jest ciepło. Nie było dyskusji. Po śniadaniu udaliśmy się jeszcze na spacer w głąb Kleszczówka, by zobaczyć leżące w granicach wioski jezioro Kolie, ale na kąpiel zdecydowanie wybraliśmy Hańczę, nad którym byliśmy już kilka razy wcześniej.
To miejsce najbardziej przypadło nam do gustu. Fakt, było tam najwięcej ludzi, ale to wciąż właściwie garstka w porównaniu do tłumów z jezior mazurskich czy znad morza. Plaża jest świetnie położona, trochę w słońcu, trochę w cieniu.
Polecam ją szczególnie wszystkim rodzinom z dziećmi, bo brzeg jeziora jest bardzo rozległy, długo jest płytko, więc dzieci mogą się bezpiecznie taplać w wodzie mając dla siebie dużo miejsca. Bezpiecznie oczywiście pod opieką rodziców – to kąpielisko jest niestrzeżone, więc uważajcie. Mówiąc szczerze trochę mnie to zdziwiło, że brzeg jest tak płytki, w końcu to najgłębsze jezioro w Polsce.
Artur podczas naszego wtorkowego spotkania opowiadał nam, że na jego dnie można znaleźć ciekawe skarby... ;)
Ale najważniejsze, to w co nie mogłam uwierzyć to woda. Krystalicznie czysta woda, podbnie jak w gałęzisty. Wchodzę po ramiona do wody i widzę swoje stopy. Coś niesamowitego.
Potem zajechaliśmy jeszcze na chwilę do Suwałk i zrobiliśmy spacer deptakiem na Chłodnej, wokół placu Konopnickiej – te miejsca pojawiają się np. w Grzeszniku. Tak jak puby i powiem wam, że jest tam naprawę sporo pubów i barów. Ale nie skorzystaliśmy.
Przed ostatnią nocą w Kleszczówku zrobiliśmy sobie ognisko na terenie agroturystyki.
Dzień szósty, piątek, 14 sierpnia
Sulwaszczyzna tropem książek Artura Urbanowicza. Głazowisko Bachnowo
To ostatni dzień naszego zwiedzania. Tu też zaplanowaliśmy pożegnalne kąpanie w jeziorze, ale wreszcie udało nam się odwiedzić Głazowisko Bachnowo.
Jak wspomniałam na początku to dość górzyste tereny, ale to nie wszystko. Okoliczne pola często są usłane nie tylko trawą, ale i głazami. Takich pól jest tam naprawdę dużo, a w miejscu, gdzie skupisko głazów jest naprawdę dużo mieści się Rezerwat Przyrody Głazowisko Bachnowo. Przez jego teren przepływa Czarna Hańcza - głazy w okolicy brzegu są pokryte mchem, czyli wiadomo - trolle z Krainy Lodu ;) Dziewczynki się z nimi przywitały.
Mrowiska, podpiwek i sery podpuszkowe
Ostatniego dnia zaopatrzyliśmy się też w pamiątki, czyli tradycyjne potrawy. Tym razem dla siebie i bliskich, oprócz miodu, o którym wspomniałam przywieźliśmy:
- mrowiska – coś jak chrusty/faworki, ale większe. Są oblane miodem i posypane rodzynkami i makiem. Ułożone w kopiec, rzeczywiście wyglądają jak mrowisko.
- kilka trunków: piwa z lokalnego browaru – Browar Północy (w Suwałkach jest taka restauracja) i podpiwki. Pamiętam ten napój z dzieciństwa, w moim domu rodzinnym zawsze robiło się go na święta i chyba muszę wrócić do tej tradycji. Nie wiem czy znacie ten smak to takie połączenie piwa karmelowego i kawy zbożowej. Kupiliśmy podpiwek dwu i czterodniowy.
- olej lniany, który ma wiele właściwości zdrowotnych i będę czasem przemycać go w sałatkach (nie nadaje się do smażenia, jest do spożywania na zimno). To wszystko zakupiliśmy w Restauracji pod Jeleniem w Jeleniewie,
- ale chodziły też za mną sery. W Wiżajnach sprzedawane są chyba w co drugim gospodarstwie. Postanowiliśmy, że zatrzymamy się przy pierwszym takim, które zobaczymy. Trafiliśmy do Pani Doroty w we wsi Okliny. Kupiłam u niej ser chabrowy – jest przepyszny, nie mam słów. Wyraźny w smaku, ale delikatny. Drugi, jaki wybrałam to trzy zioła, ten nieco pikantny. Dobra wiadomość jest taka, że sery pani Doroty, ale i inne z Wiżajn można zamawiać pocztą! Będę korzystać.
Z takimi pamiątkami, pięknymi wspomnieniami, naładowanymi bateriami, poczuciem świetnie spędzonego czasu z rodziną i nawet z lekką opalenizną wróciłam do domu. A podróż po Suwalszczyźnie – najlepiej oczywiście literackim tropem polecam serdecznie, a wcześniej zachęcam do przeczytania książek Artura.
Mi się marzy Suwalszczyzna śladami Pana Samochodzika �� no i w ogóle ten region, do którego ciągle mamy za daleko
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł, żeby zwiedzać okolicę śladami bohaterów książki!
OdpowiedzUsuńJa właśnie piszę o podobnych okolicach, ale bardziej na wschód - Sejneńszczyzna :) https://baranowscy.eu/wordpress/podroze-sejnenszczyzna-rowery-kajaki-i-inne/
Kaaaawał materiału. Jest co czytać, chociaż przyznam szczerze, że długie teksty trochę odstraszają potencjalnych odbiorców. Co do samego wpisu to zmotywowałaś mnie właśnie do zrealizowania jakiejś wyprawy tematycznej. Sam jeszcze nie wiem gdzie, ale coś znajdę... może szlakiem Van Gogha... zobaczymy ;)
OdpowiedzUsuńNie znam autora i książek, może dlatego, że od wielu lat pracuję za granicą.Nie znam też tych rejonów Polski. Dlatego z wielką ciekawością przeczytałam o Waszej kilkudniowej wyprawie śladami miejsc, które opisywał.Bardzo ciekawy pomysł.Wiele atrakcji zobaczyliście, coś tam Was rozczarowało, ale generalnie widzę po zdjęciach,że byliście zadowoleni.Pamiątki świetne, zwłaszcza sery.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Irena-Hooltaye w podróży
Mega fajny pomysł taka wycieczka tropami konkretnych książek :) Plus piękna jest ta Suwalszczyzna na Twoich zdjęciach :)
OdpowiedzUsuńDzięki za wpis,chętnie sięgnę po książki Urbanowicza i jeszcze raz pojadę na Suwalszczyznę, rozmarzyłem się
OdpowiedzUsuńNigdy nawet nie byłem na Suwalszczyźnie, ale taka wycieczka śladami książek to super pomysł :)
OdpowiedzUsuńSuwalszczyzna to przepiękny region. Staram się go odwiedzać przynajmniej raz do roku, zwłaszcza że mam tam rodzinę. Pomysł na wyprawę śladami książek to świetna sprawa. Polecam również taką eksplorację na Dolnymśląsku.
OdpowiedzUsuńDoskonały pomysł na post! Nigdy nie byłam na Suwalszczyźnie, ale Twoje zdjęcia i teksty przekonały mnie, że warto. Chętnie sięgnęłabym także po książki, które Cię zainspirowały.
OdpowiedzUsuńWspaniale sa takie podroze trop pisarzy albo ksiazek. Od razu inaczej patrzymy na opowiadane historie. Dziekuje za wycieczke! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTam mnie jeszcze nie wygnało, ale mam ochotę wyjechać po Twoim wpisie :)
OdpowiedzUsuńO bardzo fajny pomysl, zwiedzanie miejsc sladem pisarza, jego ksiazek, czy chociazby jakiejs postaci historycznej. A fakt, ze wschod Polski jest bogaty w miejsca, ktore obfituja w fascynujaca historie. Pozdrawiam serdecznie Beata
OdpowiedzUsuńWspaniały wpis! Też lubię odwiedzać miejsca bohaterów książek, czuje się wtedy jak uczestnik akcji książki 😁
OdpowiedzUsuńMy podczas kwarantanny urzadzilismy sobie taka literacka wycieczke po Polsce. Tropem znanych nam literackich bohaterow. Bylo bardzo ciekawie i zabawnie, tyle ze palcem po mapie. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńBardzo fajna taka podroz, troche szlakiem wspomnien dziecinstwa, rozumiem, ze miejsce, w ktorym nauczylas sie plywac - umiejetnosc bezcenna na cale zycie szczegolnie lubisz wracac. Pozdrawiam serdecznie Beata
OdpowiedzUsuńNie byłam w tych rejonach ale widzę-e mieliście świetne wakacje. Turystyka lokalna ma swoje uroki;)
OdpowiedzUsuńPodróż śladami ulubionej książki - to musi być niezapomniana przygoda :)
OdpowiedzUsuń