Tak dziś jemy. Biografia jedzenia, Bee Wilson

Od miejsc upraw poszczególnych owoców, poprzez  problem głodu, chorób wywołanych złą dietą i marnowanie żywności po czas (lub jego brak) na jedzenie, marketingowe sztuczki producentów jedzenia i wrzucanie fotek dań na Instagram. Liczba tematów wydaje się tu być nieskończona. Ta książka kopalnia wiedzy. Momentami bardzo głęboka.




"Tak dziś jemy. Biografia jedzenia" to naukowa pozycja, choć skręca w stronę popularnonaukowej i przybiera formę reportażu. Autorką i narratorką książki jest Bee Wilson, pisarka kulinarna, dziennikarka i historyczka, która przeprowadza nas przez transformację żywieniową na bazie szeregu badań, własnych doświadczeń - zawodowych i prywatnych oraz rozmów z ekspertami w tej dziedzinie.

Nie jest to lekka książka, do połknięcia w weekend. Fakt – chłonęłam jej treść, ale dużo wolniej -  czy raczej uważniej - niż inne tytuły. Jak wspomniałam na początku wiedza jest tu ogromna i czytając niemal na co drugiej stronie dawałam znacznik, że o to to! To jest ważne, trzeba będzie wspomnieć w recenzji. Już po pierwszym rozdziale (i wstępie) wiedziałam, że nic z tego nie będzie, bo byłaby to najdłuższa recenzja ever. (Podobny problem miałam przy „Kryminalnej odysei”).

I to właściwe jest mój jedyny i główny zarzut do tej książki – że była zbyt bogata tematycznie – nie, nie przegadana, bo fascynujące było niemal każde zdanie. Żadnego lania wody, czysta wiedza (25 stron bibliografii!). Jako źródło do prac naukowych – pozycja obowiązkowa, dla nas czytelników, czy raczej konsumentów porządna dawka wiedzy, z którą koniecznie powinniśmy się zapoznać. Jednak mnogość wątków i informacji pozwoliłyby na podzielenie jej na kilka tomów.

Naprawdę ciężko wymienić wszystkie tematy, które zostały poruszone przez Bee Wilson, powiem więc o tych, które zainteresowały mnie najbardziej. Czyli - co za zdziwienie 😉 – związane z socjologią i marketingiem. Chociaż tak naprawdę cała książka krążyła właśnie wokół tych dziedzin. Bo choć to „biografia jedzenia,” tak naprawdę książka jest o nas – konsumentach, zwykłych zjadaczach (nie tylko) chleba. O naszych zachowaniach, nawykach i błędach żywieniowych, które popełniamy. Niekoniecznie świadomie. Słowem, kawał dobrego socjologicznego rozważania.
Przedstawione w niej badania dotyczą głównie Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, ale są też przykłady z innych krajów,  a pewne zjawiska spokojnie możemy przenieść także na polskie realia.

Według absolutnie obiektywnych kryteriów Większość z nas ma dzisiaj zdecydowanie więcej wolnego czasu niż mieli robotnicy 100 lat temu dokładnie rzecz ujmując jest to niemal 1000 godzin rocznie więcej (…) Obecnie wielu z nas dla wielu z nas posiłek sprowadza się do dostarczania organizmowi składników odżywczych zapominamy że jest to jednocześnie okazja do wspólnego spędzania czasu i delektowania się smakami.  s. 195/204

Rozdziałem, który czytałam z wypiekami na twarzy był ten o czasie. Autorka przywoła tam przykład robotnic pracujących w przemyśle tekstylnym w Westfalii. Ich życie toczyło się właściwie tylko wokół pracy. Jak nie w zakładzie, to w domu. O wolnym czasie w dzisiejszym rozumieniu tego słowa, nie było mowy. Ale to one miały w pracy zapewnioną przerwę na jedzenie. O stałej porze, w samo południe - od 75 do 90 minut przerwy obiadowej.

Czytam to i zastawiam się jak wygląda to dziś. Sałatka jedzona w pośpiechu przy komputerze i jednoczesne odpisywanie na mejla? Kanapka przyniesiona z powrotem do domu, bo był "młyn"?  Niedojedzony lunch, bo zanim otrzymaliśmy zamówienie, z pracy już dzwonią, że trzeba wracać?

Nieco dalej Bee Wilson pisze już o pielęgniarkach w Wielkiej Brytanii, dla których jeszcze dwadzieścia lat temu stały posiłek w pracy też był rzeczą świętą. Ale potem ważniejsza od żywienia stała się praca. W konsekwencji osoby, które mają dbać o zdrowie innych, nie mogą dbać o swoje.  To jedna ze smutnych refleksji.

Interesujące dla mnie były też kwestie działań marketingowych, chociaż doskonale je znam i uparcie twierdzę, że nie daję się na nie nabierać. Wiem, że w marketach stoiska z produktami, po które najprawdopodobniej przyszliśmy (pieczywo czy mięso) są na końcu, żeby wcześniej przejść cały sklep i po drodze wrzucić coś do kosza. Wiem, że najdroższe produkty są układane na środkowej wysokości półek, na wprost oczu, by to po nie sięgać, wiem że przy kasach są przekąski po to, by stojąc w kolejne jeszcze coś dorzucić. Dlatego robię listę i nie daję się 😉 Ale choć X lat temu na zajęciach z reklamy uczyłam się, że do reklam bierze się osoby, z którymi utożsami się odbiorca, przedstawienie tej znanej mi prawdy, w taki sposób, jak poniżej jednak mną wstrząsnęło:

Z prowadzonych badań wynika że dzieci pochodzenia latynoskiego i afroamerykańskiego oglądają dwukrotnie więcej reklam słodyczy i napojów gazowanych niż dzieci białe. Producenci żywności wiedzą, że emisja reklam napojów gazowanych lub płatków śniadaniowych z udziałem latynoskich i czarnych aktorów może przynieść względnie większe korzyści w zakresie wzmocnienia lojalności do danej marki, ponieważ ludzie z tych społeczności względnie rzadko mogą oglądać swoich przedstawicieli w reklamach w mediach mainstreamowych zdominowanych przez białych. s. 307-308.

Ogromnym plusem tej książki jest to, że autorka nie przybierała moralizatorskiego tonu. Zwracając uwagę na popełniane przez ludzi błędy, tłumaczy, jakie może być ich podłoże historyczne, społeczne bądź kulturowe. Nie raz odnosiła się do własnych doświadczeń i przyznawała do swoich - nie zawsze właściwych - nawyków. Dzięki temu pozwala lepiej zrozumieć cały kontekst.  Autorka dokonuje też ciekawych porównań, które pozwalają uzmysłowić sobie wiele zjawisk.

Paradoks współczesnej diety polega między innymi na tym, że mamy iście nieludzki wybór produktów spożywczych. Wybór nie zawsze oznacza wolność. Czasami może nas paraliżować do tego stopnia, że nie jesteśmy w stanie podjąć decyzji.s. 324

Przez całą książkę przebijał się wydźwięk paradoksu (ale się złożyło z ostatnio przeczytaną książką 😉 ), skrajności oraz przepaści w nawykach i świadomości żywieniowej różnych grup społecznych. Im więcej jest produktów żywnościowych, tym gorzej się odżywiamy. Żyjemy w ciągłym pośpiechu, jednak mamy więcej wolnego czasu (od pracy) niż ludzie poprzednich stuleci. Mimo to, to kiedyś bardziej szanowano czas na jedzenie. „Bogatsza” (tyko w ilość, nie wartości odżywcze) oferta produktów jest kierowana do ludzi mniej zamożnych. Są wśród nas ludzie, którzy jedzą dla przyjemności, z nudów lub wcale, a żywność zastępują napojami. Niezliczona ilość tematów do przemyślenia. Naprawdę warto to zrobić, dlatego gorąco zachęcam do lektury.

Podsumowując, „Tak dziś jemy” to bardzo dobra książka. Wyborna. Składa się z wielu dań, więc poświęćcie jej odpowiednio dużo czasu i celebrujcie każdą przeczytaną stronę. Smacznego! Enjoy!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictw SQN




8 komentarzy:

  1. Wędrówki po kuchni20 kwietnia 2020 22:00

    bardzo ciekawa pozycja. Zapisuję sobie tytuł

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam, bardzo fajna książka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam ostatnio ciekawy artykuł o ewolucji naszego sposobu odżywiania się, który właśnie cytował Bee Wilson. Może teraz sięgnę po książkę na podobny temat? Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety w dzisiejszych czasach, gdzie liczy się jedynie zysk, bardzo ciężko czasem załapać, jak złe są nasze przyzwyczajenia zawodowe narzucone przez innych. A przecież to od tego czym się karmimy zależy jak dziala nasz organizm.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo mnie zachęciłaś do tej pozycji

    OdpowiedzUsuń
  6. O, ciekawa książka. Chętnie sprawdzę w wolnej chwili :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo fajna recenzja. Już sam tytuł mnie zaciekawił a po przeczytaniu artykułu już na pewno się skuszę na lekturę tej książki. Pozdrawiam! :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. To może byc bardzo ciekawa propozycja, dla wszystkich fanów kulinariow. Czasem warto poczytac jak to wszystko sie zaczęło, nasze przyzwyczajenia żywieniowe i czym to jest spowodowane.

    OdpowiedzUsuń