Dzięki Tobie czytam. 7 osób, które zaraziły mnie czytaniem
Jak przez mgłę pamiętam pierwsze chwile z książkami. Mieszają mi się wspomnienia z wczesnego dzieciństwa z lekturami szkolnymi z najmłodszych klas i pierwszymi świadomymi wyborami w bibliotece. I tak, jak zapadły mi w pamięć konkretne tytuły, tak doskonale pamiętam, kto zaraził mnie czytaniem.
Nieraz pisałam, jak ważna jest socjalizacja czytelnicza i ja zdecydowanie zostałam jej poddana, jakkolwiek to brzmi. Dlatego chciałabym podziękować osobom, które zaraziły mnie czytaniem, nie wszystkie może sobie z tego zdają sprawę.
Miłośnicy książek doskonale zrozumieją mnie, kiedy napiszę, że konieczność sięgnięcia po książkę jest silniejsza ode mnie. Że to świetny sposób na relaks i podróż w nieznane. I wiem, że dzieje się tak, ponieważ w moim życiu pojawiały się osoby, które pozwoliły mi odkryć świat książek.
1. i 2. Mama i siostra
Może powinnam opisać je osobno, ale ich działania tak bardzo się przenikały, że musiałabym powtarzać wątki. Jednak robię to głównie dlatego, że doskonale zapamiętam, tę sytuację, kiedy one dwie były przeciwko mnie! Tak, tak, dokładnie. Obie w tym samym czasie zaczytywały się w Sadze o Ludziach Lodu Margit Sandemo. A ja, zaciekawiona, a wcześniej poważnie zarażona bakcylem do książek właśnie przez nie, chciałam też po sagę sięgnąć. I dowiedziałam się, że nie mogę! Rozumiecie to?
Mama powiedziała, że muszę jeszcze trochę poczekać, że to nie dla mnie, że to dla dorosłych. Bez przesady, jakich dorosłych? Siostra była wtedy raptem w liceum. Byłam obrażona, ale nie złamałam zakazu. Chociaż... Gdy mamy nie było w domu, wspinałam się na meblościankę i oglądałam okładki. I z perspektywy czasu, muszę przyznać, że nie wszystkie nadawały się do pokazywania dzieciom. Sagę oczywiście potem przeczytałam (46 z 47 części, bo jedna nie wróciła do mamy, gdy ją komuś pożyczyła) i zakochałam się w niej bez pamięci.
I choć zaczęłam przekornie, że niby mama z siostrą nie pozwalały mi sięgać po książki, to prawda jest taka, że dzięki nim czytam. I wzięłam je razem, bo we wspomnieniach z wieczornego czytania i innych książkowych aktywności występują albo zamiennie albo razem. Między mną a siostrą jest osiem lat różnicy, więc kiedy byłam kilkuletnim dzieckiem spokojnie mogła już mi czytać.
Ale oczywiście o każdej opowiem kilka słów:
1. Mama
Pamiętam mamę czytającą mi książeczki z serii "Poczytaj mi mamo", oczywiście tę starą serię, te oryginalne ilustracje i tył okładki - taki sam we wszystkich tytułach. Nasza księgarnia wznowiła wydanie, żeby młodsze pokolenia też mogły cieszyć się tymi historiami, ale wiecie jak jest. To już nie to samo, gdy ma się sentyment do tamtych.
Pamiętam też, że mama kupowała mi małe książeczki z serii Disneya. Uwielbiałam je, wypatrywałyśmy ich w księgarniach, kioskach. Mama co rusz zaskakiwała mnie nowym tytułem. A ja kolekcjonowałam je, pielęgnowałam. Bawiłam się we własną bibliotekę i księgarnię. Nawet wypożyczałam książki innym dzieciom, wcześniej zakładając im kartę, ale to już gdy byłam nieco starsza.
Pamiętam siostrę czytającą mi baśnie Andersena z "Królową śniegu" na okładce i to jak się tej królowej bałam. Czułam autentyczny chłód, kiedy patrzyłam na ilustrację i lęk, podczas słuchania. Pamiętam historię "Dziewczynki z zapałkami" i "Brzydkiego kaczątka". Smutne to były baśnie, ale lubiłam do nich wracać. Nasza książka była mocno eksploatowana, przeczytana wzdłuż i wrzesz i zginęła śmiercią naturalną poprzez pogubienie kartek.
Pamiętam, jak miałam może z dziewięć-dziesięć lat i siostra wymyśliła, żeby kupić mamie pod choinkę książkę. To był genialny pomysł. W życiu bym na to nie wpadła. Ja zazwyczaj, w zależności od okazji, kupowałam jej wazony, cukierniczki, patery i inne "ważne" rzeczy. Aż nagle moja mądra, starsza siostra powiedziała, że mama bardzo ucieszy się z książki. Nie pamiętam tytułu, ale był to romans z jakiejś serii, z czarnymi okładkami, oznaczane czerwonym błyszczącym serduszkiem. Książka w prezencie to było dla mnie okrycie życia, chociaż sama często je dostawałam. Dziś przypominam, że to jedna z oznak bycia promotorem czytelnictwa.
Pamiętam, jak pokazały mi jedno z najpiękniejszych miejsc na ziemi - bibliotekę. Chodziłyśmy tam razem, mama do wypożyczalni dla dorosłych, ja z siostrą dla dzieci, choć Ewa czasem zostawiała mnie między regałami i szła do półek z literaturą dla młodzieży lub dla dorosłych właśnie.
Przede wszystkim pamiętam, że książki były w moim domu i to w użyciu. Mama i siostra je pochłaniały.
Dziwne, że teraz to one pytają mnie, co czytać, pożyczają ode mnie książki i uważają za ekspertkę ;) Dziewczyny, ale przecież ja dzięki wam czytam! DZIĘKUJĘ <3
3. Tata
Mój tata [*] nie czytał książek. Co więc robi na tej liście? Z dwóch powodów. Po pierwsze badania czytelnictwa biorą pod uwagę też czytanie prasy. A nierozłącznym atrybutem mojego taty była gazeta. Właściwie, kiedy go wspominam i zamykam oczy, widzę go w okularach na nosie i z gazetą w dłoniach lub na stole. Widzę jak zwilża palce i przekłada kolejne strony, słyszę ich szelest.
Najbardziej lubił Gazetę Wyborczą, Dziennik Bałtycki, a potem, po zmienianie województw - Elbląski. W tym ostatnim przez chwilę pracowałam, a tata dumnie kolekcjonował numery z artykułami mojego autorstwa. Ale czytał też tabloidy, co gdy poszłam na studia dziennikarskie próbowałam mu wyperswadować.
Taka mądra się zrobiłam, ale prawda jest taka, że to właśnie socjalizacja medialna, której doświadczyłam ze strony taty sprawiła, że zainteresowałam się dziennikarstwem.
Bo oglądanie wiadomości, słuchanie radia i wszelkich serwisów informacyjnych wypełniamy moje dzieciństwo, dzięki niemu. Interesowałam się tym, co dzieje się wokół, lubiłam pisać i czytać, więc poszłam na dziennikarstwo. Potem pisać chciałam jeszcze więcej, najlepiej o książkach, więc zaczęłam to robić prowadząc bloga. Taki ciąg przyczynowo - skutkowy.
Tatuś, jesteś już po drugiej stronie, ale dziękuję. Dzięki Tobie czytam.
4. Pani Małgosia, bibliotekarka
Jak wspominałam wyżej, mama i siostra zabrały mnie kiehttp://www.promotorkaczytelnictwa.pl/2018/01/11-oznak-ze-jestes-promotorem.htmlyś do magicznego miejsca. Naprawdę tak wyglądało. Moja pierwsza biblioteka mieściła się w zabytkowym budynku przy ulicy Browarnej w Elblągu i z perspektywy pięcio- sześciolatki wyglądała jak pałac albo Hogwart (chociaż wtedy nie było jeszcze Harrego Pottera;).
Biblioteka mojego dzieciństwa była zbliżona do tych, które dzisiaj uważamy za stereotypowe. Ale tak właśnie wyglądały, kiedy byłam dzieckiem. Skrzypiąca podłoga, książki w foliowych okładkach na drewnianych regałach, paprotka na biurku, unoszący się w powietrzu zapach papieru i wszechogarniająca cisza dokoła.
A w tych wnętrzach ona. Pani Małgosia. Tak też miała coś z tej typowej pani bibliotekarki, długie spódnice, a jak nie kok to burza loków na głowie. Kiedy zaczęłam przyprowadzać do biblioteki koleżanki (zarażanie miałam we krwi ;) ) czasem musiała nas uciszać, wszak historia działa się w czasach, kiedy w bibliotekach panowała cisza, tylko gdzieniegdzie słychać było szept.
Dziś biblioteki tętnią życiem, pełnią funkcję ośrodków kultury, miejsc do pracy, ale powiem wam, że tęskno mi trochę do tych dawnych, nieco tajemniczych placówek.
W każdym razie, jak myślę o tej bibliotece, mojej pierwszej bibliotece, to myślę o Pani Małgosi. Zawsze tam była. To własnie "od niej" wypożyczyłam "Spotkanie nad morzem", jedną z najważniejszych książek mojego życia. A kiedy po latach wróciłam do Elbląga i zobaczyłam, że
nadal pracuje tam jako bibliotekarka wspomnienia wróciły.
Dziś Pani Małgosia jest kierownikiem nowej, skierowanej właśnie dla dzieci, Biblioteki Młodego Czytelnika Bulaj w Elblągu. I wcale mnie to nie dziwi. Jestem przekonana, że młodzi czytelnicy przychodzą tam z radością. Koniecznie będę musiała zrobić tam jeden z odcinków miejsca z książką.
Pani Jolanta, polonistka z liceum
Kiedy byłam już w liceum nie trzeba było mnie przekonywać do czytania. Sięgałam po książki sama, a lektury zazwyczaj czytałam bez marudzenia. Pani Jolanta, która uczyła mnie polskiego ujęła mnie tym, jak pięknie mówiła o książkach. W jej głosie było słychać autentyczną miłość do literatury. Pamiętam, jak przerabialiśmy Lalkę, jak o niej opowiadała. Jak mówiła, że czyta ją za każdym razem, gdy omawia ją z kolejną klasą. To znaczy, że musiała ją czytać co roku. Nie mogłam tego zrozumieć, to było dla mnie z jednej strony dziwne, a z drugiej strony godne podziwu. Mówiła też, że za każdym razem odkrywa w niej coś nowego.
Nie przeczę, zdarzało mi się gadać na lekcjach (wszystko przez kolegów siedzących za mną) ;), ale normalnie, siadałam sobie nie przepisowo ;) bokiem na krześle, opierałam się o ścianę i słuchałam. O Izabeli, o Wolskim, o Weselu Wyspiańskiego i o literaturze wojennej, chociaż to łamało mi serce. I mogłabym tego słuchać bez końca.
Pani Jolanta oprócz podtrzymania we mnie miłości do książek, rozwinęła we mnie miłość do pisania. Uwielbiałam odrabiać prace domowe z polskiego.
Pani Jolu dziękuję, dzięki Pani czytam!
Łucja i Oliwia
Tak, tak. Moje dwie kochane córeczki. Dziś to ja pragnę pokazywać im świat książek. I to dzięki nim czytam współczesne książki dla najmłodszych. To dzięki nim odrywam propozycje wydawnicze dla dzieci, a są one dziś nieziemskie. I chociaż ja tęsknie za starym, pożółkłym wydaniem "Poczytaj mi mamo", to one zapoznały mnie z książeczkami interaktywnymi jak "Naciśnij mnie" czy "Nie liż tej książki", i wreszcie to one, a własnie w tej chwili Łucja pozwala mi przypominać sobie szkolne lektury. Ostatnio czytałyśmy wspomniane wyżej Brzydkie kaczątko i kochanego przez wszyskich "Kubisia Puchatka" I to dzięki nim Promotorka zawitała na You Tubie.
Łusiu, Oliwciu, dziękuję. Dzięki Wam czytam
A Ty? Pamiętasz kto zaraził Cię miłością do książek? Czy ta osoba wie, że wpędziła Cię w książkoholizm? ) Podziękuj jej! Dołącz do akcji #DziękiTobieCzytam i napisz w swoich social mediach kilka zdań o tych, którzy przekazali Ci pasję czytania. Opowiedz, jak to się stało, oznacz tę osobę.
A jeśli znasz innych kochających czytanie i zastanawia Cię jakie były jego początki, rzuć im wyzwanie, nominuj, zaproś do zabawy i zapytaj, o kim oni mogą powiedzieć "Dzięki Tobie, czytam"
Nieraz pisałam, jak ważna jest socjalizacja czytelnicza i ja zdecydowanie zostałam jej poddana, jakkolwiek to brzmi. Dlatego chciałabym podziękować osobom, które zaraziły mnie czytaniem, nie wszystkie może sobie z tego zdają sprawę.
Miłośnicy książek doskonale zrozumieją mnie, kiedy napiszę, że konieczność sięgnięcia po książkę jest silniejsza ode mnie. Że to świetny sposób na relaks i podróż w nieznane. I wiem, że dzieje się tak, ponieważ w moim życiu pojawiały się osoby, które pozwoliły mi odkryć świat książek.
1. i 2. Mama i siostra
Może powinnam opisać je osobno, ale ich działania tak bardzo się przenikały, że musiałabym powtarzać wątki. Jednak robię to głównie dlatego, że doskonale zapamiętam, tę sytuację, kiedy one dwie były przeciwko mnie! Tak, tak, dokładnie. Obie w tym samym czasie zaczytywały się w Sadze o Ludziach Lodu Margit Sandemo. A ja, zaciekawiona, a wcześniej poważnie zarażona bakcylem do książek właśnie przez nie, chciałam też po sagę sięgnąć. I dowiedziałam się, że nie mogę! Rozumiecie to?
Mama powiedziała, że muszę jeszcze trochę poczekać, że to nie dla mnie, że to dla dorosłych. Bez przesady, jakich dorosłych? Siostra była wtedy raptem w liceum. Byłam obrażona, ale nie złamałam zakazu. Chociaż... Gdy mamy nie było w domu, wspinałam się na meblościankę i oglądałam okładki. I z perspektywy czasu, muszę przyznać, że nie wszystkie nadawały się do pokazywania dzieciom. Sagę oczywiście potem przeczytałam (46 z 47 części, bo jedna nie wróciła do mamy, gdy ją komuś pożyczyła) i zakochałam się w niej bez pamięci.
I choć zaczęłam przekornie, że niby mama z siostrą nie pozwalały mi sięgać po książki, to prawda jest taka, że dzięki nim czytam. I wzięłam je razem, bo we wspomnieniach z wieczornego czytania i innych książkowych aktywności występują albo zamiennie albo razem. Między mną a siostrą jest osiem lat różnicy, więc kiedy byłam kilkuletnim dzieckiem spokojnie mogła już mi czytać.
Ale oczywiście o każdej opowiem kilka słów:
1. Mama
Pamiętam mamę czytającą mi książeczki z serii "Poczytaj mi mamo", oczywiście tę starą serię, te oryginalne ilustracje i tył okładki - taki sam we wszystkich tytułach. Nasza księgarnia wznowiła wydanie, żeby młodsze pokolenia też mogły cieszyć się tymi historiami, ale wiecie jak jest. To już nie to samo, gdy ma się sentyment do tamtych.
Pamiętam też, że mama kupowała mi małe książeczki z serii Disneya. Uwielbiałam je, wypatrywałyśmy ich w księgarniach, kioskach. Mama co rusz zaskakiwała mnie nowym tytułem. A ja kolekcjonowałam je, pielęgnowałam. Bawiłam się we własną bibliotekę i księgarnię. Nawet wypożyczałam książki innym dzieciom, wcześniej zakładając im kartę, ale to już gdy byłam nieco starsza.
2. Siostra
Pamiętam siostrę czytającą mi baśnie Andersena z "Królową śniegu" na okładce i to jak się tej królowej bałam. Czułam autentyczny chłód, kiedy patrzyłam na ilustrację i lęk, podczas słuchania. Pamiętam historię "Dziewczynki z zapałkami" i "Brzydkiego kaczątka". Smutne to były baśnie, ale lubiłam do nich wracać. Nasza książka była mocno eksploatowana, przeczytana wzdłuż i wrzesz i zginęła śmiercią naturalną poprzez pogubienie kartek.
Pamiętam, jak miałam może z dziewięć-dziesięć lat i siostra wymyśliła, żeby kupić mamie pod choinkę książkę. To był genialny pomysł. W życiu bym na to nie wpadła. Ja zazwyczaj, w zależności od okazji, kupowałam jej wazony, cukierniczki, patery i inne "ważne" rzeczy. Aż nagle moja mądra, starsza siostra powiedziała, że mama bardzo ucieszy się z książki. Nie pamiętam tytułu, ale był to romans z jakiejś serii, z czarnymi okładkami, oznaczane czerwonym błyszczącym serduszkiem. Książka w prezencie to było dla mnie okrycie życia, chociaż sama często je dostawałam. Dziś przypominam, że to jedna z oznak bycia promotorem czytelnictwa.
Pamiętam, jak pokazały mi jedno z najpiękniejszych miejsc na ziemi - bibliotekę. Chodziłyśmy tam razem, mama do wypożyczalni dla dorosłych, ja z siostrą dla dzieci, choć Ewa czasem zostawiała mnie między regałami i szła do półek z literaturą dla młodzieży lub dla dorosłych właśnie.
Przede wszystkim pamiętam, że książki były w moim domu i to w użyciu. Mama i siostra je pochłaniały.
Dziwne, że teraz to one pytają mnie, co czytać, pożyczają ode mnie książki i uważają za ekspertkę ;) Dziewczyny, ale przecież ja dzięki wam czytam! DZIĘKUJĘ <3
3. Tata
Mój tata [*] nie czytał książek. Co więc robi na tej liście? Z dwóch powodów. Po pierwsze badania czytelnictwa biorą pod uwagę też czytanie prasy. A nierozłącznym atrybutem mojego taty była gazeta. Właściwie, kiedy go wspominam i zamykam oczy, widzę go w okularach na nosie i z gazetą w dłoniach lub na stole. Widzę jak zwilża palce i przekłada kolejne strony, słyszę ich szelest.
Tata, w naszym mieszkaniu w Elblągu. Pierwsza połowa lat 90. |
Najbardziej lubił Gazetę Wyborczą, Dziennik Bałtycki, a potem, po zmienianie województw - Elbląski. W tym ostatnim przez chwilę pracowałam, a tata dumnie kolekcjonował numery z artykułami mojego autorstwa. Ale czytał też tabloidy, co gdy poszłam na studia dziennikarskie próbowałam mu wyperswadować.
Taka mądra się zrobiłam, ale prawda jest taka, że to właśnie socjalizacja medialna, której doświadczyłam ze strony taty sprawiła, że zainteresowałam się dziennikarstwem.
Bo oglądanie wiadomości, słuchanie radia i wszelkich serwisów informacyjnych wypełniamy moje dzieciństwo, dzięki niemu. Interesowałam się tym, co dzieje się wokół, lubiłam pisać i czytać, więc poszłam na dziennikarstwo. Potem pisać chciałam jeszcze więcej, najlepiej o książkach, więc zaczęłam to robić prowadząc bloga. Taki ciąg przyczynowo - skutkowy.
Tatuś, jesteś już po drugiej stronie, ale dziękuję. Dzięki Tobie czytam.
4. Pani Małgosia, bibliotekarka
Jak wspominałam wyżej, mama i siostra zabrały mnie kiehttp://www.promotorkaczytelnictwa.pl/2018/01/11-oznak-ze-jestes-promotorem.htmlyś do magicznego miejsca. Naprawdę tak wyglądało. Moja pierwsza biblioteka mieściła się w zabytkowym budynku przy ulicy Browarnej w Elblągu i z perspektywy pięcio- sześciolatki wyglądała jak pałac albo Hogwart (chociaż wtedy nie było jeszcze Harrego Pottera;).
Biblioteka mojego dzieciństwa była zbliżona do tych, które dzisiaj uważamy za stereotypowe. Ale tak właśnie wyglądały, kiedy byłam dzieckiem. Skrzypiąca podłoga, książki w foliowych okładkach na drewnianych regałach, paprotka na biurku, unoszący się w powietrzu zapach papieru i wszechogarniająca cisza dokoła.
A w tych wnętrzach ona. Pani Małgosia. Tak też miała coś z tej typowej pani bibliotekarki, długie spódnice, a jak nie kok to burza loków na głowie. Kiedy zaczęłam przyprowadzać do biblioteki koleżanki (zarażanie miałam we krwi ;) ) czasem musiała nas uciszać, wszak historia działa się w czasach, kiedy w bibliotekach panowała cisza, tylko gdzieniegdzie słychać było szept.
Dziś biblioteki tętnią życiem, pełnią funkcję ośrodków kultury, miejsc do pracy, ale powiem wam, że tęskno mi trochę do tych dawnych, nieco tajemniczych placówek.
W każdym razie, jak myślę o tej bibliotece, mojej pierwszej bibliotece, to myślę o Pani Małgosi. Zawsze tam była. To własnie "od niej" wypożyczyłam "Spotkanie nad morzem", jedną z najważniejszych książek mojego życia. A kiedy po latach wróciłam do Elbląga i zobaczyłam, że
nadal pracuje tam jako bibliotekarka wspomnienia wróciły.
Źródło: http://www.bibliotekaelblaska.pl/news/biblioteka-z-marzen.html |
Dziś Pani Małgosia jest kierownikiem nowej, skierowanej właśnie dla dzieci, Biblioteki Młodego Czytelnika Bulaj w Elblągu. I wcale mnie to nie dziwi. Jestem przekonana, że młodzi czytelnicy przychodzą tam z radością. Koniecznie będę musiała zrobić tam jeden z odcinków miejsca z książką.
Pani Jolanta, polonistka z liceum
Kiedy byłam już w liceum nie trzeba było mnie przekonywać do czytania. Sięgałam po książki sama, a lektury zazwyczaj czytałam bez marudzenia. Pani Jolanta, która uczyła mnie polskiego ujęła mnie tym, jak pięknie mówiła o książkach. W jej głosie było słychać autentyczną miłość do literatury. Pamiętam, jak przerabialiśmy Lalkę, jak o niej opowiadała. Jak mówiła, że czyta ją za każdym razem, gdy omawia ją z kolejną klasą. To znaczy, że musiała ją czytać co roku. Nie mogłam tego zrozumieć, to było dla mnie z jednej strony dziwne, a z drugiej strony godne podziwu. Mówiła też, że za każdym razem odkrywa w niej coś nowego.
Nie przeczę, zdarzało mi się gadać na lekcjach (wszystko przez kolegów siedzących za mną) ;), ale normalnie, siadałam sobie nie przepisowo ;) bokiem na krześle, opierałam się o ścianę i słuchałam. O Izabeli, o Wolskim, o Weselu Wyspiańskiego i o literaturze wojennej, chociaż to łamało mi serce. I mogłabym tego słuchać bez końca.
Pani Jolanta oprócz podtrzymania we mnie miłości do książek, rozwinęła we mnie miłość do pisania. Uwielbiałam odrabiać prace domowe z polskiego.
Pani Jolu dziękuję, dzięki Pani czytam!
Łucja i Oliwia
Tak, tak. Moje dwie kochane córeczki. Dziś to ja pragnę pokazywać im świat książek. I to dzięki nim czytam współczesne książki dla najmłodszych. To dzięki nim odrywam propozycje wydawnicze dla dzieci, a są one dziś nieziemskie. I chociaż ja tęsknie za starym, pożółkłym wydaniem "Poczytaj mi mamo", to one zapoznały mnie z książeczkami interaktywnymi jak "Naciśnij mnie" czy "Nie liż tej książki", i wreszcie to one, a własnie w tej chwili Łucja pozwala mi przypominać sobie szkolne lektury. Ostatnio czytałyśmy wspomniane wyżej Brzydkie kaczątko i kochanego przez wszyskich "Kubisia Puchatka" I to dzięki nim Promotorka zawitała na You Tubie.
Łusiu, Oliwciu, dziękuję. Dzięki Wam czytam
A Ty? Pamiętasz kto zaraził Cię miłością do książek? Czy ta osoba wie, że wpędziła Cię w książkoholizm? ) Podziękuj jej! Dołącz do akcji #DziękiTobieCzytam i napisz w swoich social mediach kilka zdań o tych, którzy przekazali Ci pasję czytania. Opowiedz, jak to się stało, oznacz tę osobę.
A jeśli znasz innych kochających czytanie i zastanawia Cię jakie były jego początki, rzuć im wyzwanie, nominuj, zaproś do zabawy i zapytaj, o kim oni mogą powiedzieć "Dzięki Tobie, czytam"
fajnie, że miałaś tyle inspiracji dookoła :-). U mnie całe życie czytała mama i dziadek, ja do tego przekonałam się dopiero na studiach!
OdpowiedzUsuńMój dziadek, chciałam czytać takjakon :) kiedy tylmo zaczęłam sama czytać, codziennie byłam w bibliotece, bo pochłaniałam książki :)
OdpowiedzUsuńJa czytam głównie dzięki mamie i babci. U mnie w domu od zawsze było pełno książek i tak zostało do teraz. Mój dziadziu, kiedy jeszcze żył też lubił czytać i czasem zawoziłam mu lub podawałam przez kogoś coś z mojej biblioteczki.
OdpowiedzUsuńU mnie to było przez babcię, a potem mamę, bo katalog świata książki był zawsze w domu i coś się zamawiało :)
OdpowiedzUsuńKocham książki, być może dzięki mamie, która dużo czytała. Mieliśmy sporą bibliotekę. Teraz sama gromadzę książki i wiem, że nie potrafię żyć bez literatury.
OdpowiedzUsuńCo ciekawe u mnie w domu specjalnie nie czytało się książek. Mama i brat coś tam czytali, a ja potem idąc do szkoły i umiejąc już czytać sama poszłam do biblioteki i poznawałam kolejne książki. Do dzisiaj lubię czytać i chętnie oddaję się lekturze ;)
OdpowiedzUsuńU mnie największym książkoholikiem był dziadek, który czytał cały czas. Poloniści raczej zabijali we mnie miłość do książek lekturami szkolnymi. Forma zmuszania do czytania zawsze działa odwrotnie, przynajmniej u mnie.
OdpowiedzUsuńNie potrafię wskazać osoby, od której załapałam tego wirusa :) Moi rodzice raczej nie czytali (raczej ja ich zaraziłam), w liceum nie czytałam praktycznie wcale... Nie wiem, to tak przyszło... po prostu.
OdpowiedzUsuńU mnie byli to rodzice, którzy na każdym wyjeździe, jako pamiątkę, kupowali mi właśnie książki:)
OdpowiedzUsuńOby było jak najwięcej takich osób zarażających czytaniem :)
OdpowiedzUsuńWarto czytać i dawać przykład swoim dzieciom.
OdpowiedzUsuńNajwaażniejsza osoba, która miała wpływ na to ile czytam była moja mama. Czyta barfdzo dużo książek, poza tym kupowaała książki i mi. Wieczorne wspólne czytanie ksiażek było naszą tradycją. Uwielbiałąm to oraz bez ksiażki nie potrafiłam zasnąć.
OdpowiedzUsuńAktualnie sama jestem mamą i staram się czytać córce. Mam nadzieję, ze będę w stanie tak samo zarazić ją pasja do książek, jak moja mama zaraziła mnie.