Lubię inspirować się kontrowersyjną teorią albo wydarzeniem - rozmowa z Agnieszką Bednarską
"Moim głównym celem nie jest misja społeczna. Moim celem jest poruszenie
czytelnika i rozbudowanie jego empatii, bo w empatii upatruję źródła
dobra nas wszystkich. I, choć może nie jest to oczywiste, chciałabym
swoimi książkami również dawać nadzieję. Może się to wydawać dziwne,
bo piszę przecież o śmierci, o smutku. Nadzieję można jednak zaleźć w
tym, że ta śmierć nie jest końcem. Jedni w to wierzą, inni nie, ale nikt
nie ma przecież pewności, jak jest naprawdę - mówi Agnieszka Bednarska.
W swojej najnowszej książce "Zanim się obudzę" porusza tematykę śmierci mózgu. To mocna, bardzo emocjonalna literatura.
Zapraszam na rozmowę z autorką, której sukcesu wypatruję i wróżę ;)
Promotorka czytelnictwa:
W słowie dla czytelnika zaznaczyłaś, że nie namawiasz nikogo do obstawania po którejkolwiek ze stron, jednak książka sama w sobie jest dyskusją na temat śmierci mózgu. Dlaczego właśnie ten temat?
Agnieszka Bednarska:
Lubię się czymś zainspirować, albo kontrowersyjną teorią, albo wydarzeniem. W tym przypadku zainspirowały mnie wykłady profesora Jana Talara. Trafiłam na nie przez przypadek w internecie i zaczęłam się wsłuchiwać w ten pojedynczy głos.
A jaki jest głos profesora?
Byłam i jestem nadal zwolenniczką transplantologii, ale po wysłuchaniu głosu profesora mój entuzjazm nieco osłabł. Już nie jestem taka pewna, czy gdyby chodziło o przekazanie do przeszczepu organów kogoś mi bliskiego, to zrobiłabym to. Nie wiem. Profesor twierdzi, że pojęcie "śmierć mózgu" jest nieodpowiednie, że nigdy nie wiemy, czy nie dojdzie do jego cudownej regeneracji, że możliwości tej regeneracji są nieodgadnione.
W książce wyraźnie widoczna jest polemika, poprzez wprowadzenie dwójki bohaterów z odmiennymi poglądami: doktora Yao Nakamury, który jest przeciwny orzekania śmierci mózgu i pani ordynator, zagorzałej zwolenniczki transplantologii. I to ten pierwszy budzi większą sympatię czytelnika. To może zdradzać Twoje podejście.
Znane są w medycynie przypadki, że pacjent z orzeczeniem śmierci mózgowej, czyli ten, który już może zostać położony pod nóż transplantologów, wrócił do zdrowa. To nie znaczy, że był martwy i ożył. To znaczy, że błędnie uznano go martwym i gdyby nie przypadek, to zginałby z ręki nieświadomych tego lekarzy. Yao Nakamura prezentuje postawę bliższą memu sercu, ponieważ jest bardziej ludzki i otwarty na potrzeby bezbronnego pacjenta...wydawałoby się.
Jednocześnie identyfikuję się też z postawą ordynator oddziału. Ona również dba o pacjenta, tylko innego, tego, który ma większą szansę na przeżycie. Ona kalkuluje, czy warto jest walczyć o tego pogrążonego w śpiączce, który prawie na pewno już jest martwy, czy dzięki niemu uratować istnienie kilku innych osób, czekających na jego organy.
Piszę w wielkim uproszczeniu, te dylematy są bardzo głębokie. Nie chciałabym, aby ktoś pomyślał, iż sądzę, że zwolennicy transplantologii są zwolennikami uśmiercania pacjentów, absolutnie nie.
Tym konfliktem między Yao Nakamurą a ordynator oddziału chciałam właśnie podkreślić wagę dylematu. I to, że z pozoru przeciwstawne teorie mogą mieć ten sam cel - pomoc drugiemu człowiekowi.
To bardzo dało się wyczuć podczas lektury. Tę ironię, że każde z nich chce ratować ludzkie życie.
Mam taką nadzieję. Bo dzięki temu, że czytelnik ma możliwość poznać oba stanowiska, być może nie będzie miał już tylu skłonności do krytykowania tego, z którym się nie zgadza. Tylko je rozpatrzy, przemyśli i wyciągnie wnioski.
„Zanim się obudzę” to twoja piąta książka, ja zaczęłam lekturę od trzeciej i na znanych mi się skupię, a te sporo łączy. Na pewno to, że to mocne książki, poruszające poważne tematy. Taki jest twój cel? Chcesz wywołać dyskusję, zwrócić uwagę na pewne problemy społeczne?
Nie. Moim głównym celem nie jest misja społeczna. Moim celem jest poruszenie czytelnika i rozbudowanie jego empatii, bo w empatii upatruję źródła dobra nas wszystkich. I, choć może nie jest to oczywiste, chciałabym swoimi książkami również dawać nadzieję.
Może się to wydawać dziwne, bo piszę przecież o śmierci, o smutku. Nadzieję można jednak zaleźć w tym, że ta śmierć nie jest końcem. Jedni w to wierzą, inni nie, ale nikt nie ma przecież pewności, jak jest naprawdę.
Właśnie. Wspominane książki łączy też realizm magiczny. Sięgasz po tematy bardzo poważne, bardzo „życiowe”, ale jednocześnie wplatasz w nie odrobinę magii, nadprzyrodzonych zjawisk, tajemnicy, mistyki.
Lubię to, co nie do końca jasne. Lubię czytać między wierszami, zjawiska nadprzyrodzone, duchy, wędrujący po ziemi zmarli, aury ludzi i miejsc, stare domy, cmentarze...to wszystko budzi moją ogromną ciekawość. Kiedy zatrzymuję się przed zrujnowanym domem zaraz w mojej głowie pojawia się myśl, kto w nim żył i co przeżył. Jakie radości jakie smutki. Ile z tajemnic byłych mieszkańców nigdy nie zostało poznanych i czy wsiąknęły one w to miejsce. Czy gdybym miała okulary przez które mogłabym zobaczyć emocje, albo aurę, to co zobaczyłabym nad tą zrujnowana chałupą, cmentarzem, opuszczona ziemią.
Z drugiej strony nie pociąga mnie pisanie o rzeczach przyziemnych, chociaż ciekawych, o funkcjonowaniu społeczeństw, pracy policji, sądów, przemocy domowej, kryzysach gospodarczych i osobowościowych...
Zostawiam te tematy innym, mnie to nie kręci, chociaż nie pogardzę taką lektura. Dlatego raczej nie porwę się na napisanie kryminału, nie czuję tego. A już historii o wielkiej miłości to z pewnością nie napiszę.
Wielu autorów powtarza, że nie lubią być szufladkowani, identyfikowani z danym gatunkiem. Oczywiście to rozumiem, mają prawo z nimi eksperymentować, zmieniać. Nie zmienia to jednak faktu, że czytelnicy często lubują się w takim, a nie innym gatunku i na tej podstawie szukają książek. Więc jeśli zapytam ciebie, o to w jakim gatunku piszesz, to powiesz mi, że...
Piszę w gatunku lekkiej grozy. Stworzyłam go na własne potrzeby, aby móc odpowiedzieć właśnie na takie pytanie. A lekka groza pojawia się wszędzie i dotyczy każdego, dlatego mam nadzieje, że każdy mój kolejny tytuł będzie dla czytelnika małym zaskoczeniem.
Wspominałaś, że chcesz poruszyć czytelnika, a jak opisywanie tak mocnych, pełnych emocji tematów wpływa na ciebie? Podchodzisz do tego na zimno i traktujesz napisanie książki jako pracę czy jednak bywa to dla ciebie emocjonalne trudne?
Do pisania, jako całokształtu podchodzę na chłodno, chcę to zrobić, więc muszę wygospodarować sobie odpowiednia ilość czasu, przygotować się, poszerzyć własną wiedzę. Ale kiedy jestem na etapie obdarzania daną historią bohatera powieści wtedy do głosu dochodzą emocje. Czasami jest mi przykro, że muszę coś napisać, ale robię to, bo tego wymaga fabuła. Jedna z takich scen w "Zanim się obudzę" była ta z rowerem... [promotorka czytelnictwa: nie chcę spojlerować, więc nie napiszę jaka]
O, rany. Musiałam wtedy przerwać czytanie
Wtedy się wkurzyłam. Zupełnie jakbym nie ja to wymyśliła, jakby nie ode mnie zależał los bohaterki. Ale przecież nie mogłam tego wykreślić.
Czyli wkurzasz się na swoich bohaterów, ale pozwalasz im dojść do głosu? Wymykają ci się czasem? Czy wszystko piszesz, tak jak zaplanowałaś?
Z tym planowaniem to jest ciekawa sprawa. Nigdy tego nie robiłam, bo pisanie zaczynałam od jednaj myśli. Od jednego zdania, które wydawało mi się na tyle interesujące, że można by je umieścić w książce jako pierwsze (później bywa, że je wykreślam i cała książka jest, a tego pierwszego zdania, od którego wszystko się zaczęło nie ma). Ale czasami, zwłaszcza po przeczytaniu wywiadu z jakąś gwiazdą literatury, która mówi, że bez planu to ani rusz, porywam się i robię taki. Zazwyczaj obejmuje mniej niż połowę książki, bo nie mam pojęcia co ma być dalej.
A potem się okazuje, że ta pierwsza, zaplanowana połowa nijak ma się do planu. No nie da rady. Kiedyś już powiedziałam i dalej się tego trzymam, pisanie jest jak nocna jazda samochodem. Jadę i widzę kawałek oświetlonej przed sobą drogi, to wątek w którym przebywam. Wiem dokąd zmierzam, do końca historii. Ale reflektory nie oświetlają całej drogi jaka przede mną. Nie wiem, czy nie zboczę w polną ścieżkę, czy nie zatrzymam się w motelu, albo, czy nie złapię po drodze gumy, lub nie przejadę zająca. Wiem tylko, że w końcu dotrę do końca.
Tworzenie fabuły nowej powieści zbyt mnie fascynuje, abym mogła działać wedle planu.
To powiedz jeszcze jak wygląda u ciebie sam warsztat? Kiedy piszesz, jak łączysz to z życiem zawodowym, osobistym?
Właśnie to w całym procesie jest najtrudniejsze, zorganizowanie sobie czasu na pisanie. W ciągu dnia nie mam na to szans, gdyż aby móc się skupić potrzebuję absolutnej ciszy. Dlatego piszę nocami, lub gdy jakimś cudem wszyscy domownicy gdzieś sobie pójdą. Gdybym nie musiała wykonywać innej pracy z pewnością pisałabym więcej, niestety to jeszcze nie ten czas, abym z pisania mogła się utrzymać. Brak czasu na pisanie jest powodem moich frustracji, chcę to robić, kocham to robić, a nie mogę, bo inne obowiązki są pilniejsze. Okropne uczucie.
A że jestem obowiązkowa, nie potrafię pracować w bałaganie i hałasie, to sobie wyobraźcie jak jest trudno.
Życzę ci, żeby to się zmieniło. Żebyś mogła skupić się na pisaniu.
Dziękuję, marzę o tym.
Na co dzień mieszkasz w Wielkiej Brytanii, jak polscy czytelnicy mogą się z tobą zobaczyć? Planujesz jakieś spotkania czy zostaje nam Facebook?
Miałam kilka spotkań autorskich, ale zdecydowanie zbyt mało. Chciałabym nawiązać silniejszą więź z czytelnikami, posłuchać ich historii, opinii, podpowiedzi, może znaleźć kolejna inspirację. Myślę o zorganizowaniu cyklu spotkań autorskich w Polsce, jeszcze w tym roku, a najpóźniej w przyszłym, może przy okazji kolejnego tytułu? Tu w Anglii, muszę przyznać mam grono wiernych czytelniczek i spotykamy się czasami towarzysko, aby porozmawiać również o książkach.
Zdaję sobie sprawę z tego, że ludzie są ciekawi autora, którego książki czytają, mam przecież tak samo. Dlatego jestem otwarta na propozycje spotkań i rozmów.
To jeszcze tylko zdradź nad czym pracujesz teraz? Czy nas tym razem poruszysz?
Czekałam na to pytanie, bo jest coś, co bardzo chcę powiedzieć właśnie Tobie. Będzie kolejna książka wydana przez Media Rodzina. Jestem zaszczycona współpraca z tym Wydawcą, więc bardzo się cieszę, że ja kontynuujemy.
Będzie to historia jeszcze bardziej mroczna niż wcześniejsze, o dziewczynie, która trafia do małego miasteczka w Stanach Zjednoczonych, do stanu Luizjana, przez który w roku 2005 przeszedł jeden z najbardziej morderczych huraganów, Katrina. Tam spotyka rodzinę z małym chłopcem. Dziecko jest wyjątkowe, podobnie jak nasza główna bohaterka, a jego rodzice, zwłaszcza ojciec bardzo dziwny. Ogromne znaczenie w tej historii ma miejsce akcji, ziemia doświadczona śmiercią i cierpieniem. I jest to historia, którą będę kontynuować w kolejnych tomach...taki mam plan.
O, czyli szykuje się pierwsza seria... Świetnie! Nie mogę się doczekać.
Tak, myślę, że to ma szanse się wydarzyć
Trzymam kciuki i dziękuję za rozmowę.
Dziękuję również.
W swojej najnowszej książce "Zanim się obudzę" porusza tematykę śmierci mózgu. To mocna, bardzo emocjonalna literatura.
Zapraszam na rozmowę z autorką, której sukcesu wypatruję i wróżę ;)
Promotorka czytelnictwa:
W słowie dla czytelnika zaznaczyłaś, że nie namawiasz nikogo do obstawania po którejkolwiek ze stron, jednak książka sama w sobie jest dyskusją na temat śmierci mózgu. Dlaczego właśnie ten temat?
Agnieszka Bednarska:
Lubię się czymś zainspirować, albo kontrowersyjną teorią, albo wydarzeniem. W tym przypadku zainspirowały mnie wykłady profesora Jana Talara. Trafiłam na nie przez przypadek w internecie i zaczęłam się wsłuchiwać w ten pojedynczy głos.
A jaki jest głos profesora?
Byłam i jestem nadal zwolenniczką transplantologii, ale po wysłuchaniu głosu profesora mój entuzjazm nieco osłabł. Już nie jestem taka pewna, czy gdyby chodziło o przekazanie do przeszczepu organów kogoś mi bliskiego, to zrobiłabym to. Nie wiem. Profesor twierdzi, że pojęcie "śmierć mózgu" jest nieodpowiednie, że nigdy nie wiemy, czy nie dojdzie do jego cudownej regeneracji, że możliwości tej regeneracji są nieodgadnione.
W książce wyraźnie widoczna jest polemika, poprzez wprowadzenie dwójki bohaterów z odmiennymi poglądami: doktora Yao Nakamury, który jest przeciwny orzekania śmierci mózgu i pani ordynator, zagorzałej zwolenniczki transplantologii. I to ten pierwszy budzi większą sympatię czytelnika. To może zdradzać Twoje podejście.
Znane są w medycynie przypadki, że pacjent z orzeczeniem śmierci mózgowej, czyli ten, który już może zostać położony pod nóż transplantologów, wrócił do zdrowa. To nie znaczy, że był martwy i ożył. To znaczy, że błędnie uznano go martwym i gdyby nie przypadek, to zginałby z ręki nieświadomych tego lekarzy. Yao Nakamura prezentuje postawę bliższą memu sercu, ponieważ jest bardziej ludzki i otwarty na potrzeby bezbronnego pacjenta...wydawałoby się.
Jednocześnie identyfikuję się też z postawą ordynator oddziału. Ona również dba o pacjenta, tylko innego, tego, który ma większą szansę na przeżycie. Ona kalkuluje, czy warto jest walczyć o tego pogrążonego w śpiączce, który prawie na pewno już jest martwy, czy dzięki niemu uratować istnienie kilku innych osób, czekających na jego organy.
Piszę w wielkim uproszczeniu, te dylematy są bardzo głębokie. Nie chciałabym, aby ktoś pomyślał, iż sądzę, że zwolennicy transplantologii są zwolennikami uśmiercania pacjentów, absolutnie nie.
Tym konfliktem między Yao Nakamurą a ordynator oddziału chciałam właśnie podkreślić wagę dylematu. I to, że z pozoru przeciwstawne teorie mogą mieć ten sam cel - pomoc drugiemu człowiekowi.
To bardzo dało się wyczuć podczas lektury. Tę ironię, że każde z nich chce ratować ludzkie życie.
Mam taką nadzieję. Bo dzięki temu, że czytelnik ma możliwość poznać oba stanowiska, być może nie będzie miał już tylu skłonności do krytykowania tego, z którym się nie zgadza. Tylko je rozpatrzy, przemyśli i wyciągnie wnioski.
„Zanim się obudzę” to twoja piąta książka, ja zaczęłam lekturę od trzeciej i na znanych mi się skupię, a te sporo łączy. Na pewno to, że to mocne książki, poruszające poważne tematy. Taki jest twój cel? Chcesz wywołać dyskusję, zwrócić uwagę na pewne problemy społeczne?
Nie. Moim głównym celem nie jest misja społeczna. Moim celem jest poruszenie czytelnika i rozbudowanie jego empatii, bo w empatii upatruję źródła dobra nas wszystkich. I, choć może nie jest to oczywiste, chciałabym swoimi książkami również dawać nadzieję.
Może się to wydawać dziwne, bo piszę przecież o śmierci, o smutku. Nadzieję można jednak zaleźć w tym, że ta śmierć nie jest końcem. Jedni w to wierzą, inni nie, ale nikt nie ma przecież pewności, jak jest naprawdę.
Właśnie. Wspominane książki łączy też realizm magiczny. Sięgasz po tematy bardzo poważne, bardzo „życiowe”, ale jednocześnie wplatasz w nie odrobinę magii, nadprzyrodzonych zjawisk, tajemnicy, mistyki.
Lubię to, co nie do końca jasne. Lubię czytać między wierszami, zjawiska nadprzyrodzone, duchy, wędrujący po ziemi zmarli, aury ludzi i miejsc, stare domy, cmentarze...to wszystko budzi moją ogromną ciekawość. Kiedy zatrzymuję się przed zrujnowanym domem zaraz w mojej głowie pojawia się myśl, kto w nim żył i co przeżył. Jakie radości jakie smutki. Ile z tajemnic byłych mieszkańców nigdy nie zostało poznanych i czy wsiąknęły one w to miejsce. Czy gdybym miała okulary przez które mogłabym zobaczyć emocje, albo aurę, to co zobaczyłabym nad tą zrujnowana chałupą, cmentarzem, opuszczona ziemią.
Z drugiej strony nie pociąga mnie pisanie o rzeczach przyziemnych, chociaż ciekawych, o funkcjonowaniu społeczeństw, pracy policji, sądów, przemocy domowej, kryzysach gospodarczych i osobowościowych...
Zostawiam te tematy innym, mnie to nie kręci, chociaż nie pogardzę taką lektura. Dlatego raczej nie porwę się na napisanie kryminału, nie czuję tego. A już historii o wielkiej miłości to z pewnością nie napiszę.
Wielu autorów powtarza, że nie lubią być szufladkowani, identyfikowani z danym gatunkiem. Oczywiście to rozumiem, mają prawo z nimi eksperymentować, zmieniać. Nie zmienia to jednak faktu, że czytelnicy często lubują się w takim, a nie innym gatunku i na tej podstawie szukają książek. Więc jeśli zapytam ciebie, o to w jakim gatunku piszesz, to powiesz mi, że...
Piszę w gatunku lekkiej grozy. Stworzyłam go na własne potrzeby, aby móc odpowiedzieć właśnie na takie pytanie. A lekka groza pojawia się wszędzie i dotyczy każdego, dlatego mam nadzieje, że każdy mój kolejny tytuł będzie dla czytelnika małym zaskoczeniem.
Wspominałaś, że chcesz poruszyć czytelnika, a jak opisywanie tak mocnych, pełnych emocji tematów wpływa na ciebie? Podchodzisz do tego na zimno i traktujesz napisanie książki jako pracę czy jednak bywa to dla ciebie emocjonalne trudne?
Do pisania, jako całokształtu podchodzę na chłodno, chcę to zrobić, więc muszę wygospodarować sobie odpowiednia ilość czasu, przygotować się, poszerzyć własną wiedzę. Ale kiedy jestem na etapie obdarzania daną historią bohatera powieści wtedy do głosu dochodzą emocje. Czasami jest mi przykro, że muszę coś napisać, ale robię to, bo tego wymaga fabuła. Jedna z takich scen w "Zanim się obudzę" była ta z rowerem... [promotorka czytelnictwa: nie chcę spojlerować, więc nie napiszę jaka]
O, rany. Musiałam wtedy przerwać czytanie
Wtedy się wkurzyłam. Zupełnie jakbym nie ja to wymyśliła, jakby nie ode mnie zależał los bohaterki. Ale przecież nie mogłam tego wykreślić.
Czyli wkurzasz się na swoich bohaterów, ale pozwalasz im dojść do głosu? Wymykają ci się czasem? Czy wszystko piszesz, tak jak zaplanowałaś?
Z tym planowaniem to jest ciekawa sprawa. Nigdy tego nie robiłam, bo pisanie zaczynałam od jednaj myśli. Od jednego zdania, które wydawało mi się na tyle interesujące, że można by je umieścić w książce jako pierwsze (później bywa, że je wykreślam i cała książka jest, a tego pierwszego zdania, od którego wszystko się zaczęło nie ma). Ale czasami, zwłaszcza po przeczytaniu wywiadu z jakąś gwiazdą literatury, która mówi, że bez planu to ani rusz, porywam się i robię taki. Zazwyczaj obejmuje mniej niż połowę książki, bo nie mam pojęcia co ma być dalej.
A potem się okazuje, że ta pierwsza, zaplanowana połowa nijak ma się do planu. No nie da rady. Kiedyś już powiedziałam i dalej się tego trzymam, pisanie jest jak nocna jazda samochodem. Jadę i widzę kawałek oświetlonej przed sobą drogi, to wątek w którym przebywam. Wiem dokąd zmierzam, do końca historii. Ale reflektory nie oświetlają całej drogi jaka przede mną. Nie wiem, czy nie zboczę w polną ścieżkę, czy nie zatrzymam się w motelu, albo, czy nie złapię po drodze gumy, lub nie przejadę zająca. Wiem tylko, że w końcu dotrę do końca.
Tworzenie fabuły nowej powieści zbyt mnie fascynuje, abym mogła działać wedle planu.
To powiedz jeszcze jak wygląda u ciebie sam warsztat? Kiedy piszesz, jak łączysz to z życiem zawodowym, osobistym?
Właśnie to w całym procesie jest najtrudniejsze, zorganizowanie sobie czasu na pisanie. W ciągu dnia nie mam na to szans, gdyż aby móc się skupić potrzebuję absolutnej ciszy. Dlatego piszę nocami, lub gdy jakimś cudem wszyscy domownicy gdzieś sobie pójdą. Gdybym nie musiała wykonywać innej pracy z pewnością pisałabym więcej, niestety to jeszcze nie ten czas, abym z pisania mogła się utrzymać. Brak czasu na pisanie jest powodem moich frustracji, chcę to robić, kocham to robić, a nie mogę, bo inne obowiązki są pilniejsze. Okropne uczucie.
A że jestem obowiązkowa, nie potrafię pracować w bałaganie i hałasie, to sobie wyobraźcie jak jest trudno.
Życzę ci, żeby to się zmieniło. Żebyś mogła skupić się na pisaniu.
Dziękuję, marzę o tym.
Na co dzień mieszkasz w Wielkiej Brytanii, jak polscy czytelnicy mogą się z tobą zobaczyć? Planujesz jakieś spotkania czy zostaje nam Facebook?
Miałam kilka spotkań autorskich, ale zdecydowanie zbyt mało. Chciałabym nawiązać silniejszą więź z czytelnikami, posłuchać ich historii, opinii, podpowiedzi, może znaleźć kolejna inspirację. Myślę o zorganizowaniu cyklu spotkań autorskich w Polsce, jeszcze w tym roku, a najpóźniej w przyszłym, może przy okazji kolejnego tytułu? Tu w Anglii, muszę przyznać mam grono wiernych czytelniczek i spotykamy się czasami towarzysko, aby porozmawiać również o książkach.
Zdaję sobie sprawę z tego, że ludzie są ciekawi autora, którego książki czytają, mam przecież tak samo. Dlatego jestem otwarta na propozycje spotkań i rozmów.
To jeszcze tylko zdradź nad czym pracujesz teraz? Czy nas tym razem poruszysz?
Czekałam na to pytanie, bo jest coś, co bardzo chcę powiedzieć właśnie Tobie. Będzie kolejna książka wydana przez Media Rodzina. Jestem zaszczycona współpraca z tym Wydawcą, więc bardzo się cieszę, że ja kontynuujemy.
Będzie to historia jeszcze bardziej mroczna niż wcześniejsze, o dziewczynie, która trafia do małego miasteczka w Stanach Zjednoczonych, do stanu Luizjana, przez który w roku 2005 przeszedł jeden z najbardziej morderczych huraganów, Katrina. Tam spotyka rodzinę z małym chłopcem. Dziecko jest wyjątkowe, podobnie jak nasza główna bohaterka, a jego rodzice, zwłaszcza ojciec bardzo dziwny. Ogromne znaczenie w tej historii ma miejsce akcji, ziemia doświadczona śmiercią i cierpieniem. I jest to historia, którą będę kontynuować w kolejnych tomach...taki mam plan.
O, czyli szykuje się pierwsza seria... Świetnie! Nie mogę się doczekać.
Tak, myślę, że to ma szanse się wydarzyć
Trzymam kciuki i dziękuję za rozmowę.
Dziękuję również.
No i widzisz. Po tej lekturze moja bezkrytyczna zagorzalosc w dzieleniu się organami tez lekko zbladła
OdpowiedzUsuńFajny wywiad, i chetnie przeczytalabym ta ksiazkę.
OdpowiedzUsuńbardzo fajny wywiad, który porusza ważne zagadnienia :)
OdpowiedzUsuńCzytałam o tej książce - chociaż z nią nie miałam jeszcze przyjemności się spotkać...;)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa osoba, o której chyba wcześniej nie słyszałam.
OdpowiedzUsuńBardzo dobry wywiad.
OdpowiedzUsuń