Gdzie jest Mia, Alexandra Burt

Opieka nad dzieckiem to obowiązek kobiety. Matki. Zajmowanie się potomstwem 24 godziny na dobę to dla niej codzienność. Standard. Natomiast mężczyzna, który "popilnuje" dziecka i pójdzie z nim na plac zabaw zasługuje na tytuł "Ojca roku". Wszyscy nad nim ochają i achają.

 Że przesadzam? I to jeszcze ja, która "nie powinnam narzekać"?

Mój mąż uczestniczy w wychowaniu dzieci i życiu rodzinnym na takich samych zasadach, co ja. To normalne. I dla niego, i dla mnie. Widzę i wierzę, ze w wielu domach jest tak samo.

Ale jeśli to normalne, to dlaczego wciąż słyszę (niestety często od kobiet i nie tylko starszych cioć):  "Wow, ale masz fajnego męża, że tak ci pomaga" (sic!), "Ty to masz dobrze" i "ale sobie faceta wychowałaś" jako reakcję na fakt, że mój mąż zajmuje się dziećmi. Nie wiem, czemu wszyscy się tak dziwią. Przecież jest ich ojcem. RO-DZI-CEM! Dokładnie tak, jak ja.


Ktoś może powiedzieć, że to jakiś feministyczny manifest. Ale tu nie trzeba wielkich ideologii, to po prostu fakt. Smutny, ale jednak. Dyskusja na ten temat co prawda od jakiegoś czasu już się toczy i szczęśliwie coraz więcej osób zaczyna uświadamiać sobie, że mężczyzna również był przy zapłodnieniu.

Ale (zbyt) wiele osób uważa, że opieka nad dzieckiem to rola (wyłącznie) kobiety. A jeśli któraś nie potrafi podołać temu zadaniu, skazana na lincz i potępienie. Jak Estelle.


Estelle Paradise budzi się w szpitalu po tym, jak została znaleziona na dnie wąwozu bliska śmierci, z raną postrzałową głowy i amnezją. Wkrótce dociera do niej straszna prawda: jej siedmiomiesięczna córeczka Mia zaginęła. Kilka dni wcześniej Estelle odkryła, że łóżeczko jej córki jest puste. W mieszkaniu nie było śladów włamania, za to zniknęły z niego wszelkie ślady istnienia Mii: jej pieluszki, ubranka, butelki. Zrozpaczona matka nie potrafi tego wyjaśnić, ale za wszelką cenę usiłuje znaleźć córkę. Chaotyczne zachowanie Estelle i tajemnicze okoliczności zaginięcia dziecka sprawiają, że to ona staje się główną podejrzaną w oczach policji i opinii publicznej. Czy słusznie? Gdyby tylko sama to wiedziała…




Depresja poporodowa to podwójnie trudne przeżycie dla kobiet. Zżera ją od środka - niszczy, i od zewnątrz - w postaci wrogiego nastawienia otoczenia. Co to za matka, która nie potrafi zająć się swoim dzieckiem? W przypadku Estelle, nawet jej troska spotyka się z krytyką. Że przesadza, że wymyśla córce choroby, że hipochondryczka. Czuje się oceniana, obserwowana, osaczona. Nikt jej nie wierzy,  wszyscy mają ją za wariatkę. I chociaż dostrzega sygnały, czuje, że dzieje się coś niedobrego nikomu o tym nie mówi. Bo nie ufa sama sobie.

Jeśli chodzi o samą akcję i styl autorki można powiedzieć, że książka jest właściwie przeciętna, lub - żeby lepiej to zabrzmiało - poprawna, choć oba określenia i tak mają raczej negatywny wydźwięk. Jednak rzeczywiście, niczym szczególnym się nie wyróżniła. Podobnych książek jest wiele. Na plus zasługuje co prawda forma, budowanie napięcia poprzez fragmentaryczne przedstawianie wydarzeń, które z czasem jak puzzle wskazują na odpowiednie miejsca. Z plusów można także wymienić kreację lekarza, prawdziwego profesjonalisty, który jako jedyny próbował dociec prawdy. Chyba nawet bardziej niż sama Estelle. Ale miałam wrażenie, że autorka jest bardzo ostrożna, jakby brakowało jej odwagi, by porządnie przywalić akcją. Może wynika to z faktu, że to debiut Alexandry Burt, a autorka w kolejnych książkach rozkręci się bardziej.

Najbardziej jednak żałuję, że było o niej tak cicho. Szkoda, bo temat ważny. Ta książka powinna krzyczeć w imieniu kobiet doświadczających baby blues. Chciałabym zobaczyć wielką akcję marketingową, rozmowy w mediach, choćby w śniadaniówkach. Nie mówię, że to się nie dzieje, bo jak już wspomniałam coś drgnęło, ale chciałabym zobaczyć społeczne zaangażowanie wydawnictwa  Nie wiem, może zrobiło akcję promocyjną tego tytułu, a ja ją przeoczyłam. Ale to też o czymś świadczy. Więc straszna szkoda, że nie poszło w kampanię społeczną.

Na pewno sprzedaż by na tym nie ucierpiała, a temat zaistniałby w debacie publicznej. I wtedy machnęłabym ręką na niedociągnięcia w warsztacie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz