Nie ma czegoś takiego, jak brak czasu na czytanie
Parafrazując klasyka czytać każdy może. Jeśli chce, bo nie każdy musi chcieć, co już ustaliliśmy. Ale dla chcącego nie ma czegoś takiego, jak brak czasu na czytanie.
Nie czytam na wyścigi. Ale skoro jestem z tych chcących i lubiących, to muszę sobie na to czytanie czas wygospodarować. I uwierz, scena, w której przychodzę do domu z pracy i spędzam popołudnie pod kocykiem z książką w dłoni rozgrywa się co najwyżej w mojej wyobraźni.
Przyjrzyjmy się jak wygląda mój dzień. Wstaję przed szóstą, przeżywamy codzienny armagedon związany z wyprawieniem się do pracy, szkoły/przedszkola. Wychodzę około siódmej, pracuję 8 godzin.
Jestem w domu po piątej (w zależności kto z nas idzie na zakupy). Jemy obiad i mamy z mężem raptem dwie - trzy godziny na zabawę z dziećmi, dochodzi jeszcze ogarnięcie domu i takie tam i już mamy wieczór, czas kolacji, kąpieli i usypiania. Że wieczorem czytam? Marzenie! Wieczorem najczęściej albo zasypiam z dziećmi albo... no cóż. Są jeszcze inne przyjemności poza czytaniem ;)
Poza tym pojawia się odwieczny dylemat blogera książkowego – czytać książkę czy napisać recenzję. Jak jest czas na jedno, to nie ma na drugie. Więc jeśli domownicy cudownie się gdzieś teleportowali albo dzieci zasnęły dziwnie wcześnie, dzięki czemu nie jestem jeszcze zombie lub w innych podobnych sytuacjach, znacznie częściej piszę niż czytam.
To kiedy ja czytam? W tak zwanym międzyczasie! Bo powyższa rozpiska dnia, ma trochę luk, a nasze codzienne czynności paradoksalnie dają sporą przestrzeń na spotkanie z książką.
Według różnych danych dorosły człowiek czyta średnio od 150 do 250 słów na minutę [przykładowe źródło], co pozwala przeczytać 300 stronicową książkę w siedem-osiem godzin. Można spróbować ciągiem, jak ktoś ma tyle szczęścia. Ale można też sobie dawkować. I ja tak właśnie robię. Jak zauważyliście wyżej, napisałam, że pracuję osiem godzin, a w domu nie ma mnie dziesięć. Nie licząc dojścia na stację, ewentualne przesiadki itd., codziennie spędzam w pociągu około półtora godziny. Półtora godziny pięć razy w tygodniu to siedem i pół godziny.
Jest też taki wspaniały punkt dnia jak kąpiel. Uwielbiam czytać w wannie, to relaksuje mnie podwójnie. Siedem dni w tygodniu po 30 minut to trzy i pół godziny. Razem z dojazdami daje mi to 11 godzin w tygodniu.
Przy tej matematyce nie ma opcji, żebym nie przeczytała jednej książki tygodniowo.
Ale znowu przypominam, ze to nie wyścigi. Mi też się nie zawsze uda. W pociągu może być taki ścisk, że ledwo stoję, a odprężająca kąpiel zostaje przerwana koncertem na dwa głosy moich córeczek, które koniecznie, właśnie teraz chcą mi coś powiedzieć.
Wiadomo, każdy z nas jest inny. I moja sytuacja i rozpiska dnia może mieć się nijak do twojej. Może masz pracę pod nosem i prysznic zamiast wanny. Ale ja rzadko czytam przed snem, a może Ty masz taką możliwość? Chodzi o to, że w tym zabieganym, pędzącym dniu prawie zawsze można uszczknąć trochę czasu na czytanie.
Jeśli chcesz czytać, ale nie możesz znaleźć na to czasu, spróbuj czytać:
I pamiętaj też, że ktoś genialny wymyślił kiedyś audiobooki ;) Ten wynalazek sprawił, że możesz czytać także:
Natomiast jeśli nadal wydaje ci się, że nie masz czasu ani na czytanie, ani na cokolwiek innego, to koniecznie przeczytaj tę książkę ;)
A na koniec suchar z życia wzięty:
Zdarza mi się nawet czytać idąc. Historia sprzed kilku tygodni. Stoję na czerwonym świetle przy przejściu dla pieszych i czytam. Za plecami słyszę stłumione głosy.
- Ty widziałeś? - tu nastąpiła pauza, więc pewnie zostałam wskazana palcem. - Stoi i czyta. Na ulicy.
- Ciekawe czy jak idzie to też czyta?
Zapala się zielone światło. Ruszamy. Ze względów bezpieczeństwa nie czytam na przejściu.
- Nie czyta - słyszę szept za plecami, ale potem wchodzę na chodnik i kontynuuję lekturę.
- Ty zobacz, jednak czyta! Idzie i czyta. Pierwszy raz coś takiego widzę.
- Nie wiem, jak tak można. Tak na ulicy!
Kurtyna.
Nie czytam na wyścigi. Ale skoro jestem z tych chcących i lubiących, to muszę sobie na to czytanie czas wygospodarować. I uwierz, scena, w której przychodzę do domu z pracy i spędzam popołudnie pod kocykiem z książką w dłoni rozgrywa się co najwyżej w mojej wyobraźni.
Przyjrzyjmy się jak wygląda mój dzień. Wstaję przed szóstą, przeżywamy codzienny armagedon związany z wyprawieniem się do pracy, szkoły/przedszkola. Wychodzę około siódmej, pracuję 8 godzin.
Jestem w domu po piątej (w zależności kto z nas idzie na zakupy). Jemy obiad i mamy z mężem raptem dwie - trzy godziny na zabawę z dziećmi, dochodzi jeszcze ogarnięcie domu i takie tam i już mamy wieczór, czas kolacji, kąpieli i usypiania. Że wieczorem czytam? Marzenie! Wieczorem najczęściej albo zasypiam z dziećmi albo... no cóż. Są jeszcze inne przyjemności poza czytaniem ;)
Poza tym pojawia się odwieczny dylemat blogera książkowego – czytać książkę czy napisać recenzję. Jak jest czas na jedno, to nie ma na drugie. Więc jeśli domownicy cudownie się gdzieś teleportowali albo dzieci zasnęły dziwnie wcześnie, dzięki czemu nie jestem jeszcze zombie lub w innych podobnych sytuacjach, znacznie częściej piszę niż czytam.
To kiedy ja czytam? W tak zwanym międzyczasie! Bo powyższa rozpiska dnia, ma trochę luk, a nasze codzienne czynności paradoksalnie dają sporą przestrzeń na spotkanie z książką.
Według różnych danych dorosły człowiek czyta średnio od 150 do 250 słów na minutę [przykładowe źródło], co pozwala przeczytać 300 stronicową książkę w siedem-osiem godzin. Można spróbować ciągiem, jak ktoś ma tyle szczęścia. Ale można też sobie dawkować. I ja tak właśnie robię. Jak zauważyliście wyżej, napisałam, że pracuję osiem godzin, a w domu nie ma mnie dziesięć. Nie licząc dojścia na stację, ewentualne przesiadki itd., codziennie spędzam w pociągu około półtora godziny. Półtora godziny pięć razy w tygodniu to siedem i pół godziny.
Jest też taki wspaniały punkt dnia jak kąpiel. Uwielbiam czytać w wannie, to relaksuje mnie podwójnie. Siedem dni w tygodniu po 30 minut to trzy i pół godziny. Razem z dojazdami daje mi to 11 godzin w tygodniu.
Przy tej matematyce nie ma opcji, żebym nie przeczytała jednej książki tygodniowo.
Ale znowu przypominam, ze to nie wyścigi. Mi też się nie zawsze uda. W pociągu może być taki ścisk, że ledwo stoję, a odprężająca kąpiel zostaje przerwana koncertem na dwa głosy moich córeczek, które koniecznie, właśnie teraz chcą mi coś powiedzieć.
Wiadomo, każdy z nas jest inny. I moja sytuacja i rozpiska dnia może mieć się nijak do twojej. Może masz pracę pod nosem i prysznic zamiast wanny. Ale ja rzadko czytam przed snem, a może Ty masz taką możliwość? Chodzi o to, że w tym zabieganym, pędzącym dniu prawie zawsze można uszczknąć trochę czasu na czytanie.
Jeśli chcesz czytać, ale nie możesz znaleźć na to czasu, spróbuj czytać:
- w drodze do pracy
- czekając na środki komunikacji miejskiej
- stojąc w kolejce w urzędach, bankach, sklepach
- w poczekalni do lekarza – moja inspiracja do akcji Woluminy. Głos książki ;)
- w wannie
- w toalecie - powiedziałam na na głos? ;)
- smażąc naleśniki (to ulubione danie moich dzieci, więc okazji mam sporo ;))
- przed snem
- na spacerze z dzieckiem, kiedy słodko śpi w wózku lub bawi się na placu zabaw
- z dziećmi <3
I pamiętaj też, że ktoś genialny wymyślił kiedyś audiobooki ;) Ten wynalazek sprawił, że możesz czytać także:
- biegając
- jadąc samochodem
- idąc (do sklepu, na spacer z psem, wyrzucić śmieci)
Natomiast jeśli nadal wydaje ci się, że nie masz czasu ani na czytanie, ani na cokolwiek innego, to koniecznie przeczytaj tę książkę ;)
A na koniec suchar z życia wzięty:
Zdarza mi się nawet czytać idąc. Historia sprzed kilku tygodni. Stoję na czerwonym świetle przy przejściu dla pieszych i czytam. Za plecami słyszę stłumione głosy.
- Ty widziałeś? - tu nastąpiła pauza, więc pewnie zostałam wskazana palcem. - Stoi i czyta. Na ulicy.
- Ciekawe czy jak idzie to też czyta?
Zapala się zielone światło. Ruszamy. Ze względów bezpieczeństwa nie czytam na przejściu.
- Nie czyta - słyszę szept za plecami, ale potem wchodzę na chodnik i kontynuuję lekturę.
- Ty zobacz, jednak czyta! Idzie i czyta. Pierwszy raz coś takiego widzę.
- Nie wiem, jak tak można. Tak na ulicy!
Kurtyna.
EDIT 2019: Zmieniłam pracę i dojazd zajmuje mi trochę krócej. Ale nadal korzystam z komunikacji miejskiej i czytam w drodze.
EDIT 2021:
Świetny wpis. Ja często sobie wmawiam, że nie mam czasu, a tak naprawdę to tylko głupia wymówka ;) ciekawy artykuł :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, czasem szukamy wymówki ;) Dziękuję.
UsuńJa tak samo uważam. Dla chcącego nic trudnego, jeśli książka jest naprawdę dobra, to nawet mając zabiegany tydzień da się ją połknąć!
OdpowiedzUsuńJak już wciągnie to po mnie. Wtedy powinnam skorzystać z rad z artykułu "Co zrobić, kiedy nie masz czasu na spanie" :D
UsuńJa dużo kupuję a mało czytam niestety, do czytania potrzebuje skupienia, środki komunikacji miejskiej...to nie dla mnie. Ostatnio źle wybrałem książkę i będąc w połowie odstawiłem. Stwierdziłem, że czytania na siłę nie ma sensu. Zabrałem się teraz za inną i już po kilkudziesięciu stronach wiem, ze skończę ;) A zaczęło się od czytania na plaży pod parasolem:)
OdpowiedzUsuńJa też wyrosłam z tego, że jak już zaczęłam książkę, to muszę skończyć. Potem męczę ją tygodniami i cenny czas ucieka, gdy tyle ciekawych historii czeka.
UsuńMoja biblioteczka to około 200 książek i stale rośnie (przeklęty empik) �� ale staram się każdego dnia przeczytać lub przerobić po trochu ��
OdpowiedzUsuńDwieście w ogóle czy nieprzeczytanych?
UsuńTo właśnie nałóg kolekcjonerstwa. Jak dobrze go znam...
UsuńJa też korzystam z każdej wolnej chwili. To najlepsza metoda.
OdpowiedzUsuńTransport publiczny rządzi :)
UsuńUwielbiam czytać, ale też nie robię tego na wyścigi. Czytam kiedy mam czas i ochotę :)
OdpowiedzUsuńI o to chodzi!
UsuńJakbyś opisała sytuację moją i mojej żony. Przeczytanie książki wieczorem graniczy z cudem. Zatem trzeba sobie radzić inaczej, czyli czytać w miedzy czasie i korzystać z audiobooków.
OdpowiedzUsuńHistoria z końca artykułu wspaniała i do tego przypomniała mi zdarzenie, którego byłem świadkiem w przychodni:
Gadatliwa Pani zagaduje wszystkich na około. W końcu trafia na młodą kobietę z książką w ręku:
- Co Pani robi z tą książką?
- Czytam. - odpowiada młoda kobieta.
- Tak bez ruszania ustami?
Pozdrawiam
Oplułam monitor! A wiesz, że ja kiedyś właśnie w przychodniach czytałam na głos - żeby umilić czekanie innym :)
UsuńJa zazwyczaj czytam w pociągu, a że podróżuję całkiem sporo PKP, to udaje mi się czasami przeczytać kilka książek w ciągu roku w taki sposób.
OdpowiedzUsuńUwielbiam czytać w pociągu!
UsuńA mnie zawsze zastanawia jedno, ludzi obyrza używanie telefonu wśród innych, na ulicy, w towarzystwie. Jak to się ma do czytania w tych samych sytuacjach?
OdpowiedzUsuńWiesz, myślę, że to zależy od sytuacji. Samo siedzenie z nosem w telefonie czy w książce w pociągu czy gdziekolwiek indziej, gdzie każdy jest zajęty swoimi sprawami chyba nie powinno nikomu przeszkadzać. Natomiast z pewnością pojawia się pytanie o kulturę osobistą, gdy z kimś rozmawiasz, a ten ktoś niby ci przytakuje a scrolluje fesja i serduszkuje focie na insta. Podobnie jeśli podczas rozmowy pogrąża się w lekturze. Czasem zdarza spotkać mi się znajomych w komunikacji i czasami prowadzimy intensywną konwersację a czasem gadka się zwyczajnie nie klei, bo jesteśmy albo niewyspani przed pracą albo zmęczeni po. Wtedy otwarcie pytam czy nie mają nic przeciwko jeśli poczytam lub oni pytają mnie i wszystko jasne ;)
UsuńJa należę do tego grona osób, dla których czytanie to pewnego rodzaju rytuał. Mam na myśli, że nie potrafię czytać gdzieś w międzyczasie, w drodze, w ruchu. Potrzebuję totalnej ciszy i spokoju, szczególnie tego w głowie, by móc tak, jak lubię, siąść nad książką. Dlatego niejednokrotnie po prostu mi się nie chce i przyznaję się do tego bez bicia :)
OdpowiedzUsuńZakończenie tego wpisu powaliło mnie na łopatki. W naszym kraju wystarczy tylko trochę niestandardowego zachowania w miejscach publicznych i już zaraz komentarze. Fajnie, że udaje Ci się czas na czytanie znaleźć. Dla chcącego nic trudnego. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWolę myśleć, że budziłam zainteresowanie, wiesz, że się zainspirują :):) :)
UsuńMój syn czytał jak zawiązywał sznurówki. Przez czytanie wszystko robił wolno.Za wolno. Kiedyś wściekłam się na to, a moja mama do mnie:"Ale o co ci chodzi, ty byłaś taka sama. A dziś przypaliłaś zupę, bo trzymałaś łyżkę w garnku i czytałaś zamiast mieszać".
OdpowiedzUsuńGłupio sie przyznać, ale mi najlepiej czytało się w... toalecie ;)
OdpowiedzUsuńWow!!!. Zgadzam się z Tobą, ja każdą wolną chwilę wykorzystuję na czytanie. Dziękuję
OdpowiedzUsuńCzytam w domu, siedząc na kanapie. Nie czytam na wyścigi, bo chce zrozumieć to co czytam.
OdpowiedzUsuńJa w domu na kanapie mogę poczytać tylko swoim dzieciom :) Ale jak podrosną to może popołudnia znów będą moje i książki :)
UsuńJazda na rowerze i słuchanie książek to dwie wykluczające się sprawy.
OdpowiedzUsuńMasz rację, popłynęłam. Zmieniam.
OdpowiedzUsuńOj, jednak taki brak czasu się zdarza!
OdpowiedzUsuńAle można go trochę oszukać, a jak, to podpowiadam wyżej.
UsuńJa mam taki problem, że jak czytam to nie mam czasu na życie. Co wtedy?
OdpowiedzUsuńNa to Bea nie znam odpowiedzi...
UsuńSporo czytam w drodze do pracy dlatego tez cenie sobie transport komunikacji miejskiej.
OdpowiedzUsuńWykorzystuję go na maksa :)
UsuńNie ma! Oczywiście, że nie ma! Ja czytam w autobusie, czasem w domu. Na wyścigi nie czytam, bo wolę przeczytać jedną naprawdę dobrą książkę zamiast 10 złych albo przeciętnych.
OdpowiedzUsuńGrunt to czytać po swojemu.
UsuńWszystko zależy od chęci. Ja nie wytrzymam dnia bez czytania przynajmniej 15 minut.
OdpowiedzUsuńJak ja Cię rozumiem... Ale to chyba taki zdrowy nałóg, co?
UsuńSuchar świetny :) Międzyczas - to jest coś, co sprawdza się niemal w każdej sytuacji. Pod warunkiem, że chcemy. Profesor zapytany przez studenta, czym jest ów międzyczas, odpowiedział: to czas między jednym zajęciem, a drugim, między czasem na jedno a czasem na drugie.
OdpowiedzUsuńJa tak uczę się angielskiego. Gotowanie sprawdza się wyśmienicie - puszczam mp3 i słucham, powtarzam, a naleśniki się zmażą :)
Od kiedy właściwie nie jeżdżę komunikacją, 'międzyczas' trochę mi się skrócił. Choć nawet wtedy często wolę obserwować ludzi lub patrzeć przez okno :) Właściwie ostatnio pierwszy raz od dawna przeczytałam powieść i były to "Wichrowe Wzgórza". Przeczytane wieczorami (nocami) w fotelu i w towarzystwie kocyka (choć raczej leżałam na nim niż pod nim). Choć muszę przyznać, że od dziecka bardzo lubię czytać przy jedzeniu - jak większość mojej rodziny :)
OdpowiedzUsuńO, ten odwieczny zakaz czytania przy jedzeniu czy też jedzenia przy czytaniu. Ciężko go przestrzegać.
Usuńtez tak uwazam. ja czytam w metrze i autobusach. zawsze znajdzie sie sposob, trzeba tylko chciec :)
OdpowiedzUsuńJa również myślę, że coś takiego jak brak czasu na czytanie nie istnieje. Jednak mnie czasem dopada brak odpowiedniego nastroju. Chodzi o to, że gdy dopada mnie stresujący okres w życiu, to zwyczajnie nie jestem w stanie sięgnąć po książkę. Nie potrafię się na tyle wyluzować, by nie myśleć o codziennych obowiązkach i poświęcić swą uwagę lekturze. Na szczęście takie sytuacje nie zdarzają się często, dlatego zazwyczaj czytam sporo ;)
OdpowiedzUsuńMoże czasem dopada Cię czytelnicza niemoc? Z nią też się rozprawiłam. Jeśli masz ochotę poczytaj: http://www.promotorkaczytelnictwa.pl/2018/06/nie-chce-mi-sie-czytac-czyli-7-sposobow.html
UsuńHaha, mi tez się zdarza czytać idąc i nie raz słyszę "Pani uważa, bo pani się przewróci". No ale nie, ja nie pozwalałam, aż tak pochłonąć się książce, żeby nie widzieć gdzie idę i co się dzieje dookoła mnie :) A tak to tez głownie czytam w międzyczasie - między innymi jadąc do pracy czy czekając na kogoś. :)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc nie lubię audiobooków bo to już nie do końca czytanie... Ja mam ostatni taki okres w życiu, że przeczytanie jednej, niezbyt długiej książki trwa bardzo długo... I niestety do czytania potrzebuję totalnego spokoju i luzu i tu się zaczynają schody... bo w domu przy dwójce małych dzieci o spokój bardzo trudno ale wciąż staram się złapać choć kilka minut dla siebie. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńhahaha końców wymiata. Też nauczyłam się czytać to u lekarza to w kolejce to w busie etc. Najlepsze jest to jak ostatnio ktoś pożyczył mi książkę a z braku miejsca po prostu otworzyłam, szłam i czytałam. Ludzie gapili się jak na dziwoląga. A 30 stron przeczytałam! <3 Jak się zna drogę to nie problem ;)
OdpowiedzUsuńNiby tak, ale ja serio nie mam na to czasu ostatnio :/.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, nie ma czegos takiego jak brak czasu na czytanie, jeżeli ktoś kocha czytać. Ja dzieki czytnikowi kindle moge czytać jeszcze więcej od kilku lat, bo zawsze mam swoja biblioteke przy sobie. Przed snem ze dwie godzinki, ale my nie mamy telewizora, dlatego zycie jest piekne:)
OdpowiedzUsuńNa wszystko można mieć czas jeśli się zorganizujemy. Większość czasu przelatuje na bezproduktywne bzdety. Jesteśmy zajęci tylko po to, by być zajętymi...
OdpowiedzUsuńDla mnie najlepszym rozwiązaniem na brak czasu jest czytnik ebooków. Często zabieram z sobą..
OdpowiedzUsuńA jeżeli ktoś naprawdę nie ma czasu to są jeszcze przecież audiobooki! Sam z nich często korzystam na spacerach czy w trakcie jazdy autem ;)
OdpowiedzUsuńNa https://bizpoland.pl/ macie fajnie podjęty ten temat. Można wyciągnąć pewne wnioski i konkrety. I warto zawsze sięgać po zewnętrzne źródła. Co wy na to?
OdpowiedzUsuń