Jestem lepsza, bo czytam

Zirytował Cię tytuł? Mam nadzieję, bo nie mogę zdzierżyć takich wyznań. Nic nie szkodzi promocji czytelnictwa tak, jak czytelniczy snobizm.



Dostrzegam i doceniam wszelkie chwyty marketingowe i akcje typu „Nie jestem statystycznym Polakiem, lubię czytać książki” czy „Nie czytasz? Nie idę z Tobą do łóżka”, które, co prawda opierają się połechtaniu ego czytających, ale gorąco wierzę, że ich twórcy mają dystans, a takie hasła mają przyciągnąć uwagę. Obserwuję je, nie bojkotuję, a nawet lubię. Ale snobizmu czytelniczego nie trawię.

Tym wpisem chcę w pewien sposób wrócić do cyklu wycieki z magisterki, tylko zmieniając formę na luźniejszą. Nie zdążyłam wtedy powiedzieć o guście uprawnionym. To termin wprowadzony przez francuskiego socjologa Pierra Bourdieu w dużym skrócie mówiący o tym, że pewne zainteresowania w społeczeństwie uważane są za lepsze, a drugie gorsze. Słowem, są wartościowane. 

I, niestety, szukając materiałów do pracy znalazłam sporo przykładów na to, że przekonanie to ma się dobrze również wśród książkoholików. Czytający kontra nieczytający, to jedna sprawa. Druga to takie wojenki wewnątrz środowiska czytelniczego. Książka tradycyjna kontra ebook/audiobook. Literatura „wysoka” i rozrywkowa. 

O takie smaczki:







Dlaczego tak bardzo mnie to irytuje? Gdyż się to wyklucza. Coś tu nie gra. Jeżeli głośno krzyczymy, że zbyt mało osób czyta, nie zachęcimy ich do tego mówiąc im, że jesteśmy lepsi. To tak nie działa. Traktowanie ludzi z góry nie działa.


Nie jestem lepsza, bo czytam


Czytam, bo lubię. Czytam, bo to moje hobby, rozrywka, reset po pracy, chwila dla siebie po ciężkim dniu. Wolisz szydełkowanie lub kolarstwo? Piona! I żebyśmy się źle nie zrozumieli, nie dyskredytuję teraz czytania. Wręcz przeciwnie, nadal uważam, że warto czytać i nadal będę  namawiać do sięgania po książkę. Dlatego, że to moja pasja, chcę nią zarażać innych i wiem, że na tym skorzystają. Ale jakże byłabym mała, jak słaba, gdybym czytała tylko po to, by ktoś uważał mnie za lepszą.


Nie jestem lepsza, bo wolę książkę tradycyjną


Tak, kocham zapach druku, uwielbiam dotyk papieru i kolekcjonuję książki. Ale, litości! Czy fabuła przechodzi jakąś transformację w drodze na czytnik? Czy zakończenie w audiobooku jest inne niż w książce drukowanej? I wreszcie, czy ta sama książka, ale w innej formie przestanie nagle nieść wartości? No nie. 


Nie jestem gorsza, bo wolę literaturę rozrywkową


Oczywiście, przewracam oczami, gdy książka, której jeszcze nie ma w księgarniach okrzykiwana jest bestsellerem i kiedy jeden tytuł zalewa mi cały internet. Ale rozumiem to, wiem jak to działa. Książka to produkt, trzeba go sprzedać. Nie mam z tym problemu. Bardziej drażni mnie lincz na czytelników jednego czy drugiego gatunku. Przekonania w stylu, ja to czytam literaturę, ty – chłam. I znowu, żeby było jasne: nie pochwalam grafomanii. Są książki napisane za szybko, przez niedojrzałych, niegotowych na to autorów, są książki napisane wyłącznie dla pieniędzy, są książki krzywdzące język, ale to temat na osobny tekst. Dziś chciałam powiedzieć, dlaczego czytanie romansu i kryminału też jest ważne.

Fikcja literacka bierze się z obserwowania rzeczywistości. W najbardziej rozrywkowych gatunkach poruszane są niezwykle ważne tematy społeczne, polityczne, i gospodarcze. Na przykład w książkach postapokaliptycznych (w tym w młodzieżówkach) świetnie zarysowane są systemy totalitarne, w kryminałach, thrillerach i literaturze kobiecej tematyka jest jeszcze szersza: przemoc (odmieniona przez wszystkie przypadki: domowa, ekonomiczna, psychiczna, seksualna) oraz relacje międzyludzkie na wszystkich poziomach: w związku, na linii rodzic – dziecko, między rówieśnikami. Jest o cierpieniu, o chorobach, o życiu i śmierci. Ale jest też o tym, że trzeba wierzyć w siebie, spełniać marzenia i że po każdej burzy wyjdzie słońce. W literaturze rozrywkowej jest o wszystkim, co ważne.  

I co najważniejsze czytanie wciąga, uzależnia, każe sięgać po więcej. Więc ostrożnie, bo z tej miłości i książkowego głodu czytelnik literatury rozrywkowej gotów sięgnąć po klasykę... ;)

Nie jestem lepsza, bo czytam. Ale czytanie pozwala mi lepiej zrozumieć świat. I właśnie za to dziękuję autorom. Robicie robotę!


25 komentarzy:

  1. Świetny wpis. Podpisuję się pod tym rękami i nogami!
    Zupełnie nie rozumiem mody wśród blogerów i instagramerów(jeśli mogę ich tak nazwać) książkowych, ktorzy chwalą się ile książek przeczytali w tydzień/miesiąc/rok. Zupełnie jakby czuli się lepsi bo czytają szybciej i więcej niż inni. Może jestem idealistą, ale wierzę, że każdy kto czyta jest tak samo ważną cegiełką w czytelniczej społeczności.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytanie jest to najlepsze co ludzkość wymyśliła :-))) Piszę to bibliotekarka, która uwielbia czytać i przepisywać książki na receptę!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż ja mogę dodać, a co ująć? Chyba nic. Zgadzam się z Tobą mądra Kobietko �� Antyterrorystka

    OdpowiedzUsuń
  4. Snobizmowi czytelniczemu także mówię stanowcze "NIE" ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj tak, zamiast zachęcić łatwo można odrzucić ;) Lepiej pokazywać swoim przykładem, niż zmuszać na siłę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Podpisuje się ! Nie ilość ważna ale jakość!

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialny wpis :D Czytam książki, bo to kocham i uważam, że sporo się z nich nauczyłam, ale to nie oznacza, że ktoś kto nie czyta musi wiedzieć mniej :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Książki tradycyjne są najlepsze, nie lubię ebooków. Jednak ten zapach papieru ... robi swoje.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo ważny głos w sprawie, ale obawiam się, że to walka z wiatrakami. :)

    A co do kwestii tzw. literatury wysokiej i niskiej, zapominamy, że należy patrzeć z dwóch perspektyw. Pierwsza to kierowanie się przy wyborze książek gustem. I z tej perspektywy nie możemy nikomu nic zarzucić, bo skąd mam mieć pewność, że akurat mój gust jest lepszy od czyjegoś. A z drugiej strony jest już spojrzenie literaturoznawcze, co do którego nie mozemy się czepiać. Ktoś ustalił jakieś wytyczne, wg których literatura jest dobra albo nie i koniec, nie ma dyskutowania. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny tekst - niestety zgadzam się z nim w 100%. Sama czytam, bo lubię. Czytam to, co lubię - nawet, jeśli nie jest to literatura najwyższych lotów. A ludzi, którzy nie czytają... Po prostu lubię, jeśli są w grupie moich znajomych ;)
    Wierzę, że każdy jest inny i dlatego możemy lubić inne formy spędzania czasu. To tak, jakby zapaleni sportowcy patrzyli z wyższością na nie-sportowców; jakby malarze artystyczni hejtowali malarzy pokojowych (w sensie, tych, którzy malują pokoje :D)
    Żyjmy, i dajmy żyć innym :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Cóż każdy robi to co lubi i ważne by każdy miał swoje ulubione hobby :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. czytanie rozbudza wyobraźnię, poszerza zakres słownictwa, poszerza horyzonty, a dodatkowo pozwala zanurzyć się w zupełnie inną rzeczywistość!

    OdpowiedzUsuń
  13. Czytanie to przede wszystkim rozrywka, która na dodatek w naszej kulturze nie jest za dobrze zakorzeniona (jednak jesteśmy robotniczo-rolniczym narodem, który przez PRL nie rozwijał się pod względem kulturowym tak, jak Zachód), dlatego mnie osobiście boli, gdy ludzie krzyczą, że Polacy nie czytają... po prostu statystyczny Polak zajmuje się czymś innym, inne rzeczy go bawią - i to nie jest ani gorsze, ani lepsze xD

    OdpowiedzUsuń
  14. Mam takie samo podejście do tematu i bardzo się cieszę, że jest nas więcej. Niestety taka postawa "jestem lepszy/a, bo..." dominuje w dzisiejszym świecie. Lepszym jest się, bo się ćwiczy, bo się je zdrowo, bo się nie ćwiczy, bo się je słodycze, bo się czyta, bo się gra w gry, bo się ma lepsze auto, fajniejszy rower...dłuższą brodę. ;) A ja po prostu stoję sobie z boku, albo nawet siedzę, i czytam. Bo lubię. I tyle. Pozdrawiam, Kasia.

    OdpowiedzUsuń
  15. Najbardziej cenię zawartość - fabułę powieści, wiedzę naukową, relację dokumentalną itd. A czy dostanę to w formie książki, filmu, czy artykułu online, ma mniejsze znaczenie. Ale zawsze miło jest wziąć do ręki ciężki tom i choćby tylko przekartkować ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Dokładnie. Jeśli jest się snobem, to tylko zraża się do siebie innych - jeśli chcemy przy okazji przekonać innych do czytania, to jest to idealny przykład, jak tego nie robić.
    "I właśnie za to dziękuję autorom. Robicie robotę!" - dziękuję, staram się, jak mogę :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Zacznijmy od czytania literatury pulpowej, kryminałów, fantastyki, horrorów, romansów, całego tego mainstreamu który wala się w empikach i biedronkach. Lektura takich książek wartość ma niewielką, minimalnie zwiększa obycie w popkulturze, może poprawić znajomość słów, ortografii, o takich książkach można pogadać ze znajomymi na grillu że się przeczytało, napisać reckę na blogu. No ale jakieś tam plusy są.

    Dalej mamy literaturę, którą określamy mianem klasyki. Począwszy od Homera, Szekspira, przez Sienkiewicza na klasyce współczesnej (Bułhakow, Kafka, Irving, Mario Vargas Llosa, Perez Reverte, itd.). Tutaj poziom kulturotwórczy jest większy, te książki w jakiś sposób ukształtowały współczesną i dawną kulturę, często nie tylko Okcydentu co całej ludzkości; mają wpływ - mniejszy czy większy - na nasz odbiór tego czym jest i jaka jest kultura, cywilizacja, wpływają na inne dziedziny kultury i sztuki często mimowolnie i nieświadomie, zmuszają do refleksji, przemyśleń, mogą spełniać inne funkcje (patrz: "Wesele" Witkacego, twórczość Sienkiewicza czy Mickiewicza).

    Na koniec zostawiłem sobie klasykę humanistyki i współczesną, jeszcze nie klasyczną, humanistykę. Jeżeli ktoś jest ignorantem może uznać że czytanie tego typu książek nic nie wnosi i nie rozwija. Jest to oczywiście bzdura. To że takie książki zwiększają wiedzę ogólną to jedno. Dzięki nim można zrozumieć o wiele więcej z tego co na świecie się działo i co się dzieje - począwszy od tego dlaczego nasi przodkowie usuwali lustra z pokoju gdy zmarł członek rodziny, przez to jak wyglądała historia polskiego gamedevu skończywszy na tym dlaczego fanatycy sunniccy wysadzają w powietrze meczet islamski, ale z odłamu zwanego sufizmem. Ok, kogoś może to nie interesować, jego sprawa. Ale mnie interesuje. I jestem w stanie prowadzić dyskusje jak równy z równym albo i z pozycji nawet lepszej, z politycznymi oponentami, trollami internetowymi, dziennikarzami na wykładowcach uniwersyteckich skończywszy. Mogę prowadzić sensowne dyskusje z przyjaciółmi z których żaden nie jest wtórnym analfabetą bo otaczam się ludźmi oczytanymi. To dzięki oczytaniu mogę tłumaczyć prostym, logicznym językiem mniej wykształconym znajomym czy członkom rodziny czym różni się buddyzm od hinduizmu i dlaczego na Bliskim Wschodzie jest jak jest. To książki ukształtowały moje agnostyczne poglądy na religię. To książki pozwalają mi zrozumieć cały ten otaczający świat, cywilizację, jej korzenie. Bo czytam. Mam paru przyjaciół, których lubię i szanuję mimo że nie czytają, ale tak jak ja szanuję ich za ich dobre cechy, bo są ludźmi dobrymi i pracowitymi, tak oni szanują mnie za wiedzę i obycie w kulturze. Nigdy nie twierdziłem że ludzie muszą czytać książki. Twierdzę natomiast że cały czas czytać książki - przynajmniej z "własnej" dziedziny - powinni ci, którzy legitymują się wykształceniem wyższym. Jeśli tego nie robią to wtedy gardzę nimi faktycznie bardziej niż złomiarzem. Bo to oznacza że ich dyplom jest gówno wart a ich wiedza jest żadna. Zero wysiłku, zero rozwoju, zero szacunku dla dyplomu, uczelni, wykładowców, ludzi wiedzy. Takie moje zdanie.

    Iselor

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iselor, bardzo dziękuję za wyczerpujący komentarz! Oczywiście to, że książki przekazują nam wiedzę nie ulega wątpliwości. I zgadzam się, że wśród pewnych grup zawodowych/społecznych czytanie powinno być czymś naturalnym. Uważam po prostu, że wywyższanie się nie jest najlepszym sposobem na zapraszanie do świata literatury.

      Usuń
  18. Świetny wpis. Zgadzam się z każdym słowem.

    OdpowiedzUsuń
  19. Wreszcie ktoś to powiedział, dziękuję bardzo! Tak, czytanie jest świetne, rozwija i łączy ludzi, ale to nie oznacza, że nagle człowiek staje się niedostępną elitą. Bardzo fajnie opisałaś ten problem i mogę się tylko zgodzić ze wszystkim. Dziękuję, za lekturę!/M

    OdpowiedzUsuń
  20. Mój chłopak znacznie wolał gry od książek ale widząc ile ja dziennie stron pochłaniał sam zabrał się za literaturę. Bez tego wiedze z różnych dziedzin miał znacznie szerszą ode mnie. Internet też robi swoje a gry rozwijają logiczne myślenie. Przyznał jednak, że czuje się przy mnie bardziej wartościowy jeśli przemęczy jakąś książkę. Właśnie przemęczy... Nie mogąc nto patrzećc podsunęłam mu "Wędrowicza" - teraz czyta z przyjemnością :) Czy jednak miałam się kiedykolwiek za lepszą bo czytam więcej? Wręcz przeciwnie czasem jest masa rzeczy do zrobienia a ja marnuje czas przy książce. W szkole też nie raz czytałam zamiast się uczyć :P może coś z tego wyniosłam jednak zawsze to była rozrywka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też czasem podrzucam mężowi książki, który nie jest takim molem książkowym jak ja, czyta raczej książki branżowe. Ale od początku znajomości imponował mi swoją rozległą wiedzą ogólną, technologiczną, polityczną, finansową itp i chłonął ją w różny sposób, głównie z internetu i tv, więc jestem bardzo daleka jestem od mówienia, że to "zuo" ;)

      Usuń