Ania. Pierwsza biografia Anny Przybylskiej
Rzadko sięgam po biografie. Tę przeczytałam służbowo. W Bibliotece Gdynia, w której pracuję, miałam prowadzić spotkanie z autorami: Grzegorzem Kubickim i Maciejem Drzewickim. I chciałam, i bałam się. Z jednej strony odezwała się we mnie żyłka dziennikarska – czułam, że nie mogłam przegapić takiej okazji – rozmowy z dziennikarzami z wieloletnim stażem, z kolejną książkową publikacją w dorobku, docenionymi w środowisku, z nagrodą za wywiad na koncie. Z drugiej strony, trudno żeby nie dotarły do mnie opinie o tej książce. Te negatywne. Że za wcześnie, że dla pieniędzy, że trochę za głośno nad tą trumną. Po co w ogóle powstała ta książka?
Na to pierwsze pytanie odpowiedziałam sobie sama jeszcze przed lekturą. Pytaniem. Kiedy, jak nie teraz? To książka zbudowana na wspomnieniach, dlaczego mamy pozwolić im się rozmyć? Anna Przybylska była częścią polskiej kinematografii, czy jak kto woli show biznesu, a jej historia budziła emocje. I była warta opowiedzenia. Po prostu. Zaczęłam się zastanawiać czy te głosy to przypadkiem nie zwykłe malkontenctwo. A skoro już zaczęłam tak intensywnie myśleć o książce, to chciałam ją wreszcie przeczytać. I poprowadzić to spotkanie.
Jak wspomniałam biografie to gatunek, po który nie sięgam zbyt często, ale jeśli chodzi wrażenia i pracę autorów, to trzeba przyznać, że porządnie przyłożyli się do pracy. Najpierw porządny research, potem wiele, wiele rozmów z osobami, których droga zetknęła się z drogą Ani. Od rodziny poprzez przyjaciół po współpracowników. To za co oceniam bardzo wysoko autorów, to fakt, że wpletli wypowiedzi aktorki z dawnych wywiadów w treść, w to co mówili o niej inni. Tak by Ania miała szansę opowiedzieć sama swoją historię.
A cóż mogę powiedzieć o fabule. Mogę napisać, że była nieprzewidywalna, z zaskakującymi zwrotami akcji, że były momenty do śmiechu i do płaczu. Bo takie jest życie. Tylko że to skończyło się dużo za wcześnie.
Ta książka, jak życie - zapewni czytelnikowi wachlarz emocji. Zabawne i beztroskie momenty z dzieciństwa, kiedy Ania z kuzynem postanowiła rozpalić ognisko w domu, wzruszające i wywołujące podziw sytuacje, kiedy aktorka poświęca się rodzinie, nie zważając na lukę w karierze. I pełne smutku ostatnie fragmenty o chorobie, strachu, walce na dwóch frontach – z rakiem i z paparazzi, którzy urządzili polowanie na umierającą Przybylską...
Żeby nie było, minusy też są. Ania, jak głosi opis na okładce była dziewczyną z sąsiedztwa, nie gwiazdorzyła, bezgranicznie poświęcała się rodzinie. Ale nie była pozbawiona wad. I tych wad mi właśnie zabrakło. Teoretycznie są w książce ukazane. A to, że zabalowała i w kiepskim stanie przyszła na wywiad telewizyjny, a to, że dużo przeklinała lub, że podejmowała pochopne decyzje, nie zawsze (rzadko?) licząc się z innymi. Nie napiszę, że była to laurka, bo i takie opinie pojawiają się gdzieniegdzie, ale miałam wrażenie, że autorzy w pewnych momentach byli bardzo zachowawczy, jakby trzymali się zasady „po śmierci albo dobrze albo wcale”. Ale przecież to się nie wyklucza. Można pokazać, że ktoś miał swoje za uszami i był jednocześnie dobrym człowiekiem. Bo skoro Ania była zwyczajną dziewczyną, dziewczyną z sąsiedztwa, to nic co ludzkie nie było jej obce. I zapomnieć się mogła i cierpliwość stracić. Myślę, że gdyby pokazali większy kontrast w jej postaci byłoby jeszcze ciekawej. I jeszcze więcej czytelniczek/matek/żon/partnerek, po prostu kobiet, mogłoby by się z nią utożsamić.
Poprowadziłam to spotkanie. Spotkanie z autorami, w którym wzięła udział także mama aktorki, pani Krystyna Przybylska. I to była bardzo dobra decyzja. Czasem emocje miały w poważaniu profesjonalizm i słuchałam pani Krystyny ze łzami w oczach. Czasem odpowiedź autorów komentowałam milczeniem. Czasem śmialiśmy się głośno razem z publicznością. W każdym razie to była wyjątkowa rozmowa i bardzo bogate doświadczenie, które zapamiętam na zawsze. Cieszę się, że przeczytałam tę biografię.
Uważny czytelnik zastanawia się pewnie czy padnie odpowiedź na drugie pytanie. Po co w ogóle ta książka? Wyobraźcie sobie matkę, która cierpi po śmierci dziecka. Jest w żałobie, a o tej tragedii ciągle jej przypominają. Media, z naciskiem na tabloidy wciąż żyją tematem. I wymyślają, dywagują, produkują coraz to poczytniejsze teksty, coraz bardziej klikalne tytuły. Co z tego, że nieprawdziwe, ważne żeby się czytały. I ta matka ma wreszcie dość, że ktoś depcze pamięć jej dziecka, ma poczucie niesprawiedliwości, że śmierć to zbyt mała tragedia, że trzeba jeszcze coś szokującego napisać. Dlatego półtora roku po śmierci córki godzi się na wywiad. I ten wywiad powoli zmienił się w książkę. Właśnie dlatego powstała pierwsza biografia Anny Przybylskiej.
Ocena tradycyjna: 7/10
Moja ocena: półka
Tytuł: Ania. Biografia Anny Przybylskiej
Autorzy: Grzegorz Kubicki, Maciej Drzewicki
Wydawnictwo Agora
Z dystansem podchodziłam do tej książki, ale po słowach "I ta matka ma wreszcie dość...", mój dystans znacznie się zmniejszył.
OdpowiedzUsuńJakoś nigdy nie przepadałam za Anną Przybylską i odgrywanymi przez nią rolami. Bardzo współczuję rodzinie, że umarła tak młoda, pełna życia osoba, ale po tę książkę nie sięgnę, bo rzadko kiedy interesuje mnie życie osobiste gwiazd.
OdpowiedzUsuńCzytałam już nie jedną recenzję tej biografii i wszędzie piano z zachwytu jaka jest cudowna, jaka potrzebna, a sama Ania wyjątkowa... Ale to pierwsza recenzja, która jest szczera - Ania była fajną aktorką i na pewno świetnym człowiekiem, ale z pewnością miała wady, jak każdy ;)
OdpowiedzUsuńJa mam tę pozycje bo kupiłam mamie ale ani ona ani ja jeszcze jej nie czytałysmy ;D Może kiedyś jak ten cały szum opadnie. Ania byla człowiekiem jak kazdy z nas i umarła jak kazdy z nas. Kazdy ma swoj czas wiec powienien to wykorzystac jak najlepiej. NIe ma co zabarwiac na kolorowo i upiększać
OdpowiedzUsuńPodrugiejstronieokładki
Sitkowiak zagra ją w spektaklu.
OdpowiedzUsuń