Księżyc myśliwych; Katarzyna Krenz, Julita Bielak
Sny są jak morze" s. 253
Kiedy ostatnio pisałeś list? Nie smsa, nie maila, ale list? Pisany długopisem, wysłany na poczcie w kopercie ze znaczkiem? A teraz wyobraź sobie, że w ten sposób – korespondencyjnie – postała książka. Autorki "Księżyca myśliwych" wspólnie tworząc powieść ani razu nie spotkały się ze sobą w świecie rzeczywistym. Mało tego, w świecie współczesnym tak bogatym w usługi telekomunikacyjne, nie pisały do siebie maili i sms-ów. Pisały listy. Z krwi i kości. Czy raczej z kartki i długopisu.
Sylt wciąga. Miękką, mglistą przestrzeń wyspy otacza morze opowieści i tajemnic. Tutaj za sznurki pociąga piąty żywioł – księżyc.
Thomas znika. Po jego córce Sophie zaginął słuch, a jej przyjaciel Cyryl w zagadkowym wypadku traci pamięć. Wdowę po Thomasie odwiedza tajemniczy gość, którego urokowi trudno się oprzeć. Czy kluczem do wszystkiego okaże się muszla?
Z każdą kolejną fazą księżyca Sylt odkrywa swoje ponure sekrety, które łączą obcych ludzi więzami silniejszymi od więzów krwi.
fragment opisu z okładki
Jakże bogata jest ta książka. W formę, treść, wątki, bohaterów, język, nawiązania do kultury. Choć brakło mi w niej magii w dosłownym tego słowa znaczeniu. Na pierwszych stronach poznajemy postać ciotki Sary - rodowej "czarownicy", wierzącej w moc księżyca. I chociaż była wspominana pośmiertnie, liczyłam, że wątek takiej lokalnej wiedźmy zostanie pociągnięty.
"Wysoko w górze nad szpitalnianym trawnikiem na ciemnym niebie stał nieruchomo srebrny księżyc, zimny i daleki. Gdzieś od strony morza płynął ku niemu czarny kształt. Zmęczona nocny dyżurem Eva Waltzer w pierwszy odruchu pomyślała, ze to czarownica, ale zaraz odrzuciła tę myśl. Tak radziła Sara Sternburger, starsza siostra jej matki. Żeby o czarach i czarownicach nie myśleć nocą, a już na pewno nie wtedy, gdy patrzymy na księżyc, bo to niebezpieczne.' s.13
Nie raz się (...) spierały i potem Sara nie odzywała się do niej przez trzy, pięć, a czasem nawet siedem dni. Bo liczba dni na milczenie w niezgodzie również musiała być magiczna, nieparzysta, tym bardziej harmonijne następowało po niej pojednanie" s.15.
Może byłoby to zbyt oczywiste, pospolite, a "Księżycowi myśliwych" daleko do sztampy. Niemniej, autorki tym wtrąceniem nakierowały moje oczekiwania. Nie znaczy to jednak, że się na lekturze zawiodłam. Mistyczną atmosferą, tak charakterystyczną dla opowieści o morzu książka była przesiąknięta. A to dla niego po nią sięgnęłam. Bo miłość do książek i morza narodziła się u mnie niemal jednocześnie.
"Piasek był chłodny i mokry po ostatnim deszczu. A może piasek na plaży zawsze jest mokry, ponieważ nosi pamięć morza? s. 312
Ujął mnie także poetycki język, dzięki któremu przez większość stron płynęłam spokojnie razem z fabułą, choć zarówno treść jak i forma nie należały do najłatwiejszych w odbiorze. Rozbudowana historia, pourywane wątki i mnogość bohaterów, a to wszystko przedstawione na przemian w narracji trzecioosobowej i w formie listów autorek, które raz zdradzały kolejne losy mieszkańców Sylt, a raz pogłębiały tylko tajemnicę, zostawiając czytelnika ze swoimi domysłami. Przyznam, że momentami się gubiłam, a niektóre fragmenty - szczególnie te w formie listów były przegadane. No dobra dziewczyny - myślałam wtedy - tu trochę popłynęłyście. "Księżyc..." przypominał też czasami książkę naukową, a to styl przez który od zawsze najciężej mi przejść. Ale też była naszpikowana odniesieniami do kultury, szczególnie twórczości szwedzkiego reżysera i scenarzysty, Ingmara Bergmana.
Oprócz klimatu morza, tym, co moim zadaniem najbardziej zasługuje na uznanie jest właśnie mnogość bohaterów. Jak łatwo na tym polec, jak szybko czytelnik może się pogubić, zniechęcić. Tu nie. Tu każda z postaci miała mocno zarysowany charakter, swoje tajemnice i zasady. I każda musiała tam być. Musiała być na Sylt. Jest Ewa, której ostatnie wydarzenia na wyspie dotyczą bezpośrednio, i której, to muszę przyznać, zachowanie chyba najbardziej mnie irytowało. Jest niewidomy Johannes, w którego barze rozgrywa się nie tylko znaczna część akcji książki, ale i życia mieszkańców Sylt. (pierwsze skojarzenie: Whistle Stop Cafe ze "Smażonych Zielonych Pomidorów). Jest i Agat - pies, stojący na straży lokalu. Jest Sophie, choć właśnie jej nie ma i jest Cyryl, choć sam nie wie (nie pamięta) po co oraz Kurt Herzog, prowadzący sprawę pobicia chłopaka. Jest też zamknięty w sobie Vincet i jego rodzina z Francji oraz Rose, przyszła samotna matka, którą się zaopiekował. A i to jeszcze nie wszyscy.
I ten ogrom osób i zdarzeń udało się połączyć w piękną, spójną, poetycką całość. W książkę, której współautorki nigdy się nie spotkały. Nie pozostaje mi nic innego, jak zgodzić się z opisem na okładce: Sylt wciąga!
"Dom i morze to DNA Bergmana" . Kod genetyczny jego filmowej opowieści. Struktura przestrzeni fabularnej. s. 59
Oprócz klimatu morza, tym, co moim zadaniem najbardziej zasługuje na uznanie jest właśnie mnogość bohaterów. Jak łatwo na tym polec, jak szybko czytelnik może się pogubić, zniechęcić. Tu nie. Tu każda z postaci miała mocno zarysowany charakter, swoje tajemnice i zasady. I każda musiała tam być. Musiała być na Sylt. Jest Ewa, której ostatnie wydarzenia na wyspie dotyczą bezpośrednio, i której, to muszę przyznać, zachowanie chyba najbardziej mnie irytowało. Jest niewidomy Johannes, w którego barze rozgrywa się nie tylko znaczna część akcji książki, ale i życia mieszkańców Sylt. (pierwsze skojarzenie: Whistle Stop Cafe ze "Smażonych Zielonych Pomidorów). Jest i Agat - pies, stojący na straży lokalu. Jest Sophie, choć właśnie jej nie ma i jest Cyryl, choć sam nie wie (nie pamięta) po co oraz Kurt Herzog, prowadzący sprawę pobicia chłopaka. Jest też zamknięty w sobie Vincet i jego rodzina z Francji oraz Rose, przyszła samotna matka, którą się zaopiekował. A i to jeszcze nie wszyscy.
I ten ogrom osób i zdarzeń udało się połączyć w piękną, spójną, poetycką całość. W książkę, której współautorki nigdy się nie spotkały. Nie pozostaje mi nic innego, jak zgodzić się z opisem na okładce: Sylt wciąga!
"Żyjemy w świecie cytatów. Jesteśmy utkani z cytatów."
Na skróty:
Gatunek: powieść z wątkiem kryminalnym w tle
Gatunek: powieść z wątkiem kryminalnym w tle
Dla kogo: dla miłośników morza, tajemnicy i poetyckiego języka
Jeśli książka wpadnie mi w ręce to przeczytam, ale jakoś bardzo mnie nie kusi. ;)
OdpowiedzUsuńCzytałam, dobrze ją wspominam. Widzę, że zabrałaś książkę na wycieczkę.
OdpowiedzUsuńNie znam, ale brzmi ciekawie. POza tym bardzo mi się podoba Twoja kompozycja książka w piachu :P
OdpowiedzUsuńCóż, do morza jej włożyć nie mogłam ;)
UsuńNigdy w życiu nie napisałam listu. W podstawówce wysłało się tylko pocztówki z wakacji. Może kiedyś przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńInteresujący tytuł :) Może dam się namówić :)
OdpowiedzUsuńZaintrygowałaś mnie. W ogóle trudno mi sobie wyobrazić, jak tak poetycką - czyli swoista w klimacie i stylu książkę mogły napisać dwie osoby... Wydaje się, że to bardzo trudne. A jeszcze przy tak ograniczonym kontakcie? Może jednak właśnie taka a nie inna forma kontaktu temu sprzyjała? Bardzo ciekawe. Fabuła też zachęca. Dziękuję, na pewno zainteresuję się tą książką.
OdpowiedzUsuńKsiążka wydaje się być intrygująca!
OdpowiedzUsuń