To, co czytam: Złodziejka marzeń, Anna Sakowicz

A gdyby tak wszystko rzucić? Zrobić sobie przerwę od życia codziennego, zaszyć się na prowincji i... pisać bloga. Marzenie, co? ;)



Joanna to czterdziestoletnia nauczycielka samotnie wychowująca nastoletnią córkę Lusię. Zmęczona pracą zawodową postanawia iść na urlop zdrowotny i zacząć realizować swe marzenia. Zamiast odpoczywać, musi jednak wyjechać, by zaopiekować się chorą ciocią. Pobyt w Starogardzie Gdańskim okazuje się pełen niespodzianek. Joanna zaczyna pisać, prowadzi "śledztwo" dotyczące przystojnego sąsiada i udziela się w hospicjum, przede wszystkim jednak wskutek tych doświadczeń całkowicie odmienia swe życie.
Złodziejka marzeń to napisana żywym językiem, utrzymana w ciepłym, zabawnym, optymistycznym, a niekiedy poważnym tonie powieść obyczajowa, która realistycznie oddaje atmosferę niewielkiego miasta, łamie stereotypy i pokazuje, że nigdy nie jest za późno, by zacząć nowe życie.
opis za wydawcą


Zacznę od minusów, a właściwie od jednego, bo inaczej nie będę mogła się skupić. Potem będę też chwalić, więc czytajcie do końca.

Co mnie tak zirytowało? Cóż, że zacytuję z opisu "śledztwo dotyczące przystojnego sąsiada", bo ja śledztwem tego nazwać nie mogę. Oczywiście, cała książka została napisana lekkim, pełnym humoru językiem, bohaterka w swoim roztrzepaniu i czasem nieogarnięciu była urocza, a jej perypetie zabawne. Ale! Są jakieś granice. To nad czym myślała całą książkę dało się wydedukować na jej początku. Jak już wielokrotnie wspominałam drażnią mnie takie zabiegi w książkach. Wolę, kiedy czytelnik myśli razem z bohaterem, odkrywa z nim tajemnice, rozwiązuje zagadkę (to się tyczy wszystkich gatunków, nie tylko kryminałów ;)) i razem z nim się gubi, myli tropy i szuka od nowa. Ale nie znoszę, kiedy czytelnik odnosi wrażenie, że bohater nie jest zbyt... bystry. A Joanna jakby w ogóle nie kojarzyła faktów, za to tworzyła teorie spiskowe. Cóż takie moje (nie)widzimisię.

Na szczęście to jedyny zarzut, choć gdyby przemawiała przeze mnie zazdrość napisałbym jeszcze, że która blogerka zyskuje tyle wejść i wskakuje na główną na początku blogowania?.  Ale zazdrość to bardzo złe uczucie ;) A tak naprawdę to bardzo podobało mi się, że autorka wplotła ten wątek. Gdzieś tam, między wierszami, pokazała ile radości może dać pisanie swojego "internetowego pamiętnika", jak to wciąga i jaką potrafi sprawić radość. I że nie zaczyna się jedzenia przed obfotografowaniem potrawy :).

Oczywiście pierwsze co przyszło mi na myśl to to, że książka jest autobiografią, choć wewnątrz znajdziemy adnotację, że wszelkie podobieństwa są przypadkowe. Może innych bohaterów tak. Może nie było "tajemniczego" (powiedzmy ;)) sąsiada i schorowanej ciotki, ale przeprowadzka do Starogardu była. I blog kury domowej też. Także ten...

Można powiedzieć, że to kolejne czytadło o zaczynianiu życia od nowa.  Ale naszpikowane wartościami. Nie tylko tym, że warto zawalczyć o siebie (co może i się powtarza w książkach, ale chyba jest ważne, prawda? Moim zdaniem bardzo), ale też o niesieniu pomocy innym. Sceny z hospicjum wbijają w fotel, śmiertelnie chore dzieci i bezsilni rodzice, to nie są lekkie i przyjemne tematy, jednak trzeba je poruszać. Nie w podręcznikach, książkach naukowych i konferencjach dla psychologów, ale właśnie w niepozornych książkach, takich do połknięcia w jeden wieczór. Tylko potem może być trudno zasnąć.

***

Ocena tradycyjna: 7/10
Moja ocena: półka

Tytuł: Złodziejka marzeń
Autor: Anna Sakowicz
Wydawnictwo: Szara Godzina
Rok wydania: 2017 (2014)
Liczba stron: 238

Książkę i pozostałe części serii otrzymałam w prezencie podczas spotkania A może nad morze z książką. Tam też miałam przyjemność poznać autorkę i zdobyć podpis we wszystkich książkach o przygodach Joanny. Już niedługo znowu wrócę do jej historii.





 

3 komentarze:

  1. Uwielbiam prozę Ani Sakowicz. Bardzo cenię sobie i szanuję autorkę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście z minusem się zgadzam. Wątki autobiograficzne są. A pierwszy post na blogu zastrzelił mnie liczbą odsłon. Hi, hi. :) Dziękuję serdecznie. Wspomnę jeszcze, że to moja debiutancka powieść, od tamtego czasu odrabiam lekcje i jest zdecydowanie lepiej. :) :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Anię Sakowicz uwielbiam :) i za twórczość i za to jaka jest!

    OdpowiedzUsuń