#2 Czytanie pacjentom w elbląskim szpitalu miejskim: Wizyta u dzieciaczków.
Gdyby moją wyrocznią była frekwencja, musiałam uznać ostatnie spotkanie w szpitalu za totalną klapę. Ale tu stare porzekadło, że liczy się jakość, a nie ilość powinno rozwiać wszelkie wątpliwości.
Dwa tygodnie temu czytałam dorosłym. Tym razem (niedziela 11.06) przyszedł czas na młodszych pacjentów. Do odwiedzenia miałam dwa oddziały. Na oddziale dziecięcym Szpitala Miejskiego w Elblągu nie zastałam jednak prawie nikogo, tylko dwie dziewczynki. I to chyba dobrze, prawda? Lepiej, żeby dzieci były zdrowe. Czytania nie było, ale pogaduchy o książkach już tak. Starsza, dziesięciolatka pokazała mi, jaką książkę wzięła ze sobą (czyli czyta sama z siebie - radość!). To była "Piątka z Zakątka" - powieść idealnie dobrana do wieku czytelniczki. Młodsza pacjentka była z rodziną i przeżywała, że następnego dnia wychodzi. Emocje nie pozwoliłby skupić się na lekturze. Zapewniła, że mama jej czyta, a ona lubi słuchać ;)
Podreptałam więc piętro wyżej, na oddział chirurgi dziecięcej. Tam serce ścisnęło mnie dwa razy. W poszukiwaniu słuchaczy trawiłam do sali Adasia. Cóż mogę Wam powiedzieć? Byłam tam całkowicie zbędna... Przy chłopcu siedział tata, a na łóżku obok i stoliku leżały książki. Stosy książek. W tym jedna otwarta w miejscu, w którym skończyli na czas jedzenia podwieczorku.
Chciałabym się tam rozgościć, ale był ktoś, kto na mnie czekał. Siedmioletnia Dorotka z chorą nóżką. Była sama, więc z radością przysłuchiwała się mojemu czytaniu. Miała też swoje książeczki, które poczytałyśmy i przejrzałyśmy, ale całkowicie pochłonęła ją historia o "Wilku, który nie lubił chodzić", którą przyniosłam ze sobą. Przeczytałyśmy całą książkę! I jeszcze pierwszy rozdział "Nie martw się, Cukierku".
Gdyby moją wyrocznią była frekwencja...
Ale, na szczęście tak nie jest. Czy potraficie sobie wyobrazić to
uczucie, tę świadomość, że taką zwykłą czynnością jak czytanie, mogłam
podarować tej małej chwilę radości? Że kiedy przyszłam leżała ze smutną
minką wpatrzona w telewizor, a potem razem wybuchałyśmy śmiechem
poznając przygody Wilka marudy? A kiedy przymierzała moją pelerynę, by
poczuć się jak Superbohaterka (taka dzielna dziewczyna, jest nią
oczywiście od dawna) nie wiedziałam, czy bardziej rozpiera mnie radość
czy ściska współczucie. Oj, nie było to łatwe pożegnanie... Dla żadnej z nas.
Dorotka powiedziała, że muszę przyjść znowu i znowu poczytać jej o Wilku. Z tego co się orientuję jest więcej przygód tego sympatycznego zwierzaka, więc muszę się postarać, by nie zawieść małej pacjentki :)
I pamiętajcie, że cały czas możecie dołączyć do grona Superbohaterów i dawać radość innym czytając im książki :)
Już nie wiem, co tu jest bardziej budujące - Twoje wizyty, czy to, że większość dzieci funkcjonuje w kulturze pisma.
OdpowiedzUsuńMatko, podziwiam Cię. Nie wiem, czy ja bym tak mogła... zaraz bym płakała :(
OdpowiedzUsuńPowiem Ci szczerze, że łatwo nie było. Nie miałam serca zostawiać małej samej, ale przedłużające się pożegnanie tylko pogorszyłoby sprawę (doświadczenie matki ;))
UsuńPo prostu musiałam obiecać, że przyjdę znów. I przyjdę, choćby się waliło i paliło!!! <3