To, co czytam: Grzech, Nina Majewska-Brown
„Jej jedynym wrogiem był grzech, a nie człowiek” s. 229
Grzech – pojęcie kojarzone głównie z religią, rozumiane jako zerwanie z panującymi wewnątrz niej normami. Używane również w mowie potocznej, po prostu jako synonim złego uczynku. Chrześcijanie mogą go odpokutować. Ale czy w życiu codziennym nasze winy względem innych są tak łatwo odpuszczane?
Ola wyjeżdża na wakacje, by rozprawić się z demonami przeszłości. Wioska, do której przybywa, mimo że leży nad jeziorem, daleka jest od bycia sielską i anielską. Najpierw martwe koty na płocie sołtysa, potem równie tajemniczy incydent w tutejszym kościele. Ktoś zakleja drzwi i okna, uniemożliwiając wejście do świątyni; aż w końcu morderstwo. Czy sprawy się wiążą i czy chęć rozwikłania tajemnicy z przeszłości będzie silniejsza od zdrowego rozsądku i konieczności zadbania o bezpieczeństwo swoje i nastoletniej córki? I wreszcie, czy wystarczy żałować za grzechy, by zostały nam odpuszczone? A może jednak trzeba za nie słono zapłacić?
To nie jest kryminał z wątkiem obyczajowym w tle. To przede wszystkim powieść obyczajowa, nieco doprawiona kryminałem. Intryga doprawdy ciekawa, ale wieś, w której dochodzi do zbrodni i jej mieszkańcy, są dużo bardziej wciągającym tematem. I niezwykle złożonym.
Jest lokalna gwiazda i plotkujące kobiety, wiedzące lepiej niż inni. Są wiejscy pijaczkowie i ksiądz, który jak coś powie, to już powie i jego zdanie jest święte. Choćby sensu nie miało. Trzeba przyznać, że społeczność małej miejscowości przedstawiona jest nieco stereotypowo, jednak autorka nadrabia to warsztatem.
„- Czy ksiądz kogoś podejrzewa?
– Nie, niestety nie. To dzieło szatana. Szaleńca, który słucha podszeptów złego.” s. 78
„Tak sobie myślę, że ksiądz nie chciał ochrzcić tego małego od Marciniaków, bo matka niby po rozwodzie, to może Marciniak to zrobił” s. 80
Nina Majewska – Brown ma świetny, podszyty ironią styl. Pojawiające się w opisach, dialogach
i przemyśleniach bohaterów żart, sarkazm czy riposta świadczą o tym, że autorka jest świetną obserwatorką rzeczywistości i zgrabnie przemyca spostrzeżenia na karty książki. Stosuje również trafne i zabawne porównania, choć momentami zdarzało jej się przedobrzyć. Bywały momenty, w których wszystko było jak „coś tam” lub porównania były naciągane. Jednak to raczej incydentalne przypadki, które nie przeszkadzają w odbiorze całości.
Zdecydowanie rzuca się w oczy dość rzadko używany na co dzień przymiotnik – rachityczny. Pojawiał się w „Grzechu” kilkakrotnie. Widać autorka polubiła to określenie.
Książka pisana jest z dwóch perspektyw – w narracji pierwszoosobowej, kiedy swój punkt widzenia przedstawia Ola i trzecioosobowej, opisującej pozostałe wydarzenia. Zamienna narracja nie była uciążliwa, raczej dodawała dynamizmu, choć czasem dokuczliwe były przeskoki czasowe.
A jak przedstawia się kwestia bohaterów? Niektórzy wykreowani są naprawdę dobrze, nawet jeśli szablonowo. Szczególnie wspomniana na początku lokalna gwiazda. Sołtysówna Joanna, płytka dziewucha bez ambicji, z tandetnym stylem ubierania się. Na zmianę wzbudza pogardę i współczucie.
Intrygującą osobą jest także Laura Żytko. Ekspedientka jednego z nielicznych sklepów we wsi. Była w samym centrum wiejskiej społeczności i dziejących się tam wydarzeń. Na przekór temu, całkowicie odstawała od ludzi, których interesowało jedynie to, co wydarzyło się u sąsiada za płotem. Z kolei niebywale irytująca była jej matka, Teresa. To postać z rzędu tych, które sprawiają, że chce się wejść do książki i nimi potrząsnąć. Niewdzięczna egoistka, dewotka, która do kościoła biegała głównie po to, by poplotkować i wytknąć innym grzechy, których ona „oczywiście” nie miała.
„Była typem kobiety, która wciąż czyha na sytuację, w której mogłaby się wściec albo zrobić awanturę. Żyła od kłopotu do problemu, od obawy do paniki, pociągając za sobą w mroczne otchłanie najbliższych, odbierając im jasne perspektywy i radość.” s. 118
Natomiast główna bohaterka, a momentami narratorka, Aleksandra, sprawia wrażenie zwykłej kobiety po przejściach. Zostawił ją mąż, córka przechodzi bunt, a ona zostaje z tym sama. Do tego ma jeszcze tajemnicę, która nie daje jej spać po nocach. Grzech, który musi odpokutować. Niestety, jak na główną postać była zbyt przeciętna. Nadrabiała co prawda wspomnianą ironią w przemyśleniach i monologach, ale sprawiała wrażenie mocnej tylko w gębie. W działaniu nie była już tak charakterna, co rozczarowywało.
Duży plus za zakończenie z prawdziwego zdarzenia. Na rozwiązanie zagadki trzeba było czekać naprawdę do ostatniej strony, co potęgowało przyjemność czytania. Żadnych zbędnych epilogów, fałszywych tropów tuż przed finałem. Dobry koniec. I koniec.
Ola wyjeżdża na wakacje, by rozprawić się z demonami przeszłości. Wioska, do której przybywa, mimo że leży nad jeziorem, daleka jest od bycia sielską i anielską. Najpierw martwe koty na płocie sołtysa, potem równie tajemniczy incydent w tutejszym kościele. Ktoś zakleja drzwi i okna, uniemożliwiając wejście do świątyni; aż w końcu morderstwo. Czy sprawy się wiążą i czy chęć rozwikłania tajemnicy z przeszłości będzie silniejsza od zdrowego rozsądku i konieczności zadbania o bezpieczeństwo swoje i nastoletniej córki? I wreszcie, czy wystarczy żałować za grzechy, by zostały nam odpuszczone? A może jednak trzeba za nie słono zapłacić?
To nie jest kryminał z wątkiem obyczajowym w tle. To przede wszystkim powieść obyczajowa, nieco doprawiona kryminałem. Intryga doprawdy ciekawa, ale wieś, w której dochodzi do zbrodni i jej mieszkańcy, są dużo bardziej wciągającym tematem. I niezwykle złożonym.
Jest lokalna gwiazda i plotkujące kobiety, wiedzące lepiej niż inni. Są wiejscy pijaczkowie i ksiądz, który jak coś powie, to już powie i jego zdanie jest święte. Choćby sensu nie miało. Trzeba przyznać, że społeczność małej miejscowości przedstawiona jest nieco stereotypowo, jednak autorka nadrabia to warsztatem.
„- Czy ksiądz kogoś podejrzewa?
– Nie, niestety nie. To dzieło szatana. Szaleńca, który słucha podszeptów złego.” s. 78
„Tak sobie myślę, że ksiądz nie chciał ochrzcić tego małego od Marciniaków, bo matka niby po rozwodzie, to może Marciniak to zrobił” s. 80
Nina Majewska – Brown ma świetny, podszyty ironią styl. Pojawiające się w opisach, dialogach
i przemyśleniach bohaterów żart, sarkazm czy riposta świadczą o tym, że autorka jest świetną obserwatorką rzeczywistości i zgrabnie przemyca spostrzeżenia na karty książki. Stosuje również trafne i zabawne porównania, choć momentami zdarzało jej się przedobrzyć. Bywały momenty, w których wszystko było jak „coś tam” lub porównania były naciągane. Jednak to raczej incydentalne przypadki, które nie przeszkadzają w odbiorze całości.
Zdecydowanie rzuca się w oczy dość rzadko używany na co dzień przymiotnik – rachityczny. Pojawiał się w „Grzechu” kilkakrotnie. Widać autorka polubiła to określenie.
Książka pisana jest z dwóch perspektyw – w narracji pierwszoosobowej, kiedy swój punkt widzenia przedstawia Ola i trzecioosobowej, opisującej pozostałe wydarzenia. Zamienna narracja nie była uciążliwa, raczej dodawała dynamizmu, choć czasem dokuczliwe były przeskoki czasowe.
A jak przedstawia się kwestia bohaterów? Niektórzy wykreowani są naprawdę dobrze, nawet jeśli szablonowo. Szczególnie wspomniana na początku lokalna gwiazda. Sołtysówna Joanna, płytka dziewucha bez ambicji, z tandetnym stylem ubierania się. Na zmianę wzbudza pogardę i współczucie.
Intrygującą osobą jest także Laura Żytko. Ekspedientka jednego z nielicznych sklepów we wsi. Była w samym centrum wiejskiej społeczności i dziejących się tam wydarzeń. Na przekór temu, całkowicie odstawała od ludzi, których interesowało jedynie to, co wydarzyło się u sąsiada za płotem. Z kolei niebywale irytująca była jej matka, Teresa. To postać z rzędu tych, które sprawiają, że chce się wejść do książki i nimi potrząsnąć. Niewdzięczna egoistka, dewotka, która do kościoła biegała głównie po to, by poplotkować i wytknąć innym grzechy, których ona „oczywiście” nie miała.
„Była typem kobiety, która wciąż czyha na sytuację, w której mogłaby się wściec albo zrobić awanturę. Żyła od kłopotu do problemu, od obawy do paniki, pociągając za sobą w mroczne otchłanie najbliższych, odbierając im jasne perspektywy i radość.” s. 118
Natomiast główna bohaterka, a momentami narratorka, Aleksandra, sprawia wrażenie zwykłej kobiety po przejściach. Zostawił ją mąż, córka przechodzi bunt, a ona zostaje z tym sama. Do tego ma jeszcze tajemnicę, która nie daje jej spać po nocach. Grzech, który musi odpokutować. Niestety, jak na główną postać była zbyt przeciętna. Nadrabiała co prawda wspomnianą ironią w przemyśleniach i monologach, ale sprawiała wrażenie mocnej tylko w gębie. W działaniu nie była już tak charakterna, co rozczarowywało.
Duży plus za zakończenie z prawdziwego zdarzenia. Na rozwiązanie zagadki trzeba było czekać naprawdę do ostatniej strony, co potęgowało przyjemność czytania. Żadnych zbędnych epilogów, fałszywych tropów tuż przed finałem. Dobry koniec. I koniec.
Ocena tradycyjna 6/10
Moja ocena: półka
Recenzja napisana dla Polacy nie gęsi i swoich autorów mają. Dziękuję za egzemplarz ;)
Ostatnio staram się nie sięgać po kryminały i powieści obyczajowe, więc ta pozycja nie zagości na mojej półce, ale muszę przyznać, że pierwszy raz czytam o tej autorce.
OdpowiedzUsuńIronia i sarkazm to jedne z moich ulubionych form przekazu. Będę miała tę książkę na uwadze.
OdpowiedzUsuńIronia i sarkazm to jedne z moich ulubionych form przekazu. Będę miała tę książkę na uwadze.
OdpowiedzUsuńUff, dobrze, że nie zdradziłaś w recenzji jak się całość kończy, bo już myślałem, że będzie spoiler ;)
OdpowiedzUsuńA skąd takie przypuszczenia? Mam u siebie cykl: "Recenzje spoilerowe", więc jak nie mogę się powstrzymać i muszę z kimś przegadać książkę, to zamieszczam takie opinie tam. Wiesz taki internetowy dyskusyjny klub książki ;)
Usuń/pOzdrawiam,
Szufladopółka
Zapowiadało się ciekawie, ale widzę że dobrze, iż się na tę powieść nie skusiłam. Główna postać ma wzbudzać multum emocji, być wyrazista, a jeżeli tego zabraknie, to książka traci na wartości.
OdpowiedzUsuńTo prawda, zawiodłam się na głównej bohaterce niestety :(
UsuńLubię, kiedy narrację wypełniają ironiczne nuty i celne spostrzeżenia, jeśli w zestawieniu z dobrze wykreowanymi postaciami i ciekawym scenariuszem zdarzeń, tworzą intrygującą całość, to z chęcią sięgam po książkę. :)
OdpowiedzUsuńBookendorfina
Ciekawa forma przekazu.
OdpowiedzUsuńAbstrahując od książki (raczej nie dla mnie) podoba mi się Twój sposób recenzowania. Uwagę przyciągają wyróżnione cytaty. To one mogą być elementem, który ostatecznie zdecyduje, czy ktoś sięgnie po książkę.
OdpowiedzUsuń