Gadżety mola książkowego: przypinki
Kiedy byłam mała lubiłam szperać w szkatułkach z biżuterią mamy, babć i cioć. Obok długich korali i błyszczących kolczyków moją szczególną uwagę przykuły broszki. Wydawało mi się, że są symbolem elegancji i dorosłości, że jak będę duża, to też będę mogła takie nosić. Do dziś mam też przed oczami Marylę z „Ani z Zielonego Wzgórza” z broszką pod szyją.
Tyle ze wspomnień. Dorosłość osiągnięta, i co? Biegam jak wariatka z „broszkami”, którym do eleganckiej biżuterii daleko. Plastikowo-metalowe, nie mające nic wspólnego z unikalnością, bo produkowane często w ilościach masowych. A i tak jest lans. Poza tym, w chwili obecnej broszka stała się zdecydowanie zbyt polityczna, więc odłóżmy ją na bok i weźmy się za przypinki zwane też badzikami.
Co to jest przypinka, czym jest badzik
Zanim wyrażę swój zachwyt, wyrażę swoje ubolewanie. Możecie sobie wyobrazić, jak ciężko w internecie znaleźć treści o przypinkach? Na przykład historię, socjologiczne uwarunkowania posiadania lub choćby definicję. Wujek Google podzielił się jedynie linkami do agencji reklamowych, które przypinki produkują. A kiedy zapytałam czym jest badzik, powiedział, że mogę sobie co najwyżej przeczytać czym jest goździk. WTF? Jestem zbulwersowana. Tak zacny gadżet zasługuje na swoje miejsce w sieci.
Nie dużo lepiej jest w słowniku PWN. Tam znalazłam definicję przypinki, choć nieco przedpotopową. Zresztą etymologia tego słowa nie jest zbyt skomplikowana. Przypinka jest do przypinania. Z badzikiem jest już gorzej. Na moje zapytanie słownik protekcjonalnie odpowiedział pytaniem: „Czy chodziło Ci o: budzik, dzadziki, gadzik, sadzik, Tadzik?" Nie, ale dzięki temu dowiedziałam się, że sos tzatziki można wymawiać „dzadziki”. Trzeba jednak uważać, by sobie przy tym nie połamać języka.
Nieśmiertelny gadżet. Pokaż mi swój badzik, a powiem ci kim jesteś
Oprócz biżuterii w szkatułce mamy, z dzieciństwa pamiętam też starszych uczniów w szkole. Chodzili z zielonymi plecakami kostkami – całymi w naszywkach i przypinkach. To właśnie z subkulturą punków zawsze kojarzył mi się ten gadżet. Co było dobrym tropem, bo po wpisaniu w wyszukiwarkę frazy „punk musi mieć przypinkę” trafiłam na fora, gdzie ktoś również zastanawiał się na etymologią słowa badzik. Więc jeśli jesteście ciekawi czemu badzik jest badzikiem (słownik oczywiście mi to teraz podkreśla), śpieszę z wyjaśnieniem: to spolszczenie i zdrobnienie zarazem angielskiego słowa bagde, które oznacza plakietkę, odznakę, emblemat, identyfikator.
Jednak nie dlatego mówię o subkulturach. Definicja i etymologia za nami, przejdźmy więc do socjologicznych uwarunkowań. Ostatnio przypinki to popularny gadżet. Chodząca reklama firmy, ciekawa pamiątka ze studniówki lub wesela lub nietypowy bilet wstępu na imprezę, coś jak stempel. Do noszenia na ubraniach, plecaku, piórniku. Ale to też – jeśli nie przede wszystkim - swego rodzaju deklaracja przynależności. Bo jak reagujesz, kiedy zobaczysz na ulicy kogoś z przypinką „Kocham czytać”? Od razu się buzia śmieje, prawda? Tak samo, kiedy widzimy ludzi czytających w miejscach publicznych. Widzisz kogoś z książkowym badzikiem i od razu myślisz: trafił swój na swego, ciekawe co teraz czyta, wow, on/a też był/a na Targach itp. Przekopanie sieci pod tym względem doprowadziło mnie też do Zwierza Popkulturalnego i wpisu o przypinkach fandomowych, polecam.
A jeśli chcecie wiedzieć dlaczego w ogóle kochamy gadżety książkowe, to bądźcie cierpliwi, taki wpis u mnie się pojawi. I będzie nawet podparty naukowo ;)
Przypinka - gadżet mola książkowego
Jak na zdeklarowaną książkową gadżeciarę mam ich oszołamiająco mało, ale albo moja miłość do przypinek jest stosunkowo młoda albo jednak nie na ich każdej imprezie literackiej są albo coś mnie na tym wydarzeniu zafascynowało tak, że zapomniałam o wyhaczeniu badzików. Zazwyczaj jednak jak je widzę, to biorę/kupuję, a na Oliwskim Święcie Książki w Gdańsku za wrzut do skarbonki mogłam ją sobie zrobić sama. Łucja też. Fenomenalnie!
Mój
absolutny numer jeden to pamiątka po Krakowskich Targach Książki od Poczty Książkowej. Czarownica, która lubi czytać. Czyli ja.
Przygarnęłam też kilka przypinek z Rodzinnego Pikniku w Bibliotece Elbląskiej, połączonego z Narodowym Czytaniem w zeszłym roku. Pracownicy przygotowali dla odwiedzających serię badzików z logo biblioteki i książkowymi hasłami: Kto czyta nie błądzi; Book, humor, ojczyzna; Czy tu czytam i Czytanie nie tuczy
Mam też przypinkę akcji "Olsztyn czyta" czy Stowarzyszenia Alternatywni, które jak wiemy działa literacko. Zgubiłam pamiątkę z Warszawskich Targów Książki z 2012 roku, badzika "Lubimy czytać" :(
Przypinki są super! Ja już uzbierałam spory stosik, zwłaszcza, że są one dostępne na większości festiwali. A co do gubienia, to jeszcze mi się nie zdarzyło, ale dużo znalazłam, więc coś w tym musi być :)
OdpowiedzUsuńAle świetne! Jak ja żyję tyle czasu bez takich cudnych przypinek?! i to grzebanie w dzieciństwie w babcinych i maminych szkatułkach było cudowne 😍
OdpowiedzUsuńLecę poczytać jest świetna. :) ja uwielbiam przywozić przypinki z podróży i wszystkie wpinam w kurtkę jeansową. :)
OdpowiedzUsuńJa mam dwie takie przypinki. Twoja z czarownicą jest super!
OdpowiedzUsuńZawsze chętnie witam nową książkową przypinkę, choć nie ukrywam, że więcej radości dają mi zakładki. :)
OdpowiedzUsuńBookendorfina