To, co czytam: "Latarnia umarłych" Leszek Herman
"Latarnia umarłych" to wymagająca pozycja, nie tylko ze względu na swoje gabaryty, ale także, a raczej przede wszystkim na treść. Jest naszpikowana informacjami, wątkami historycznymi, a to w połączeniu z fantazją autora i rozbudowaną intrygą wymaga od czytelnika koncentracji.
Mnie szczególnie ciężko było wgryźć się w początek. Rozpraszało mnie kilka rozpoczętych wątków - tu jakieś połowy na Bałtyku, na kolejnej stronie akcja przenosi się kościoła, by zaraz potem zabrać czytelnika na przejażdżkę konną z hrabią Wilhelmem. Pourywane fragmenty drażniły mnie i nieco nużyły. Okazało się jednak, że na zasadę Hitchcocka nie trzeba było długo czekać, bo trzęsienie ziemi, a ściślej wybuch, jednak się pojawił. Wstrząsnął czternastą stroną książki. Wtedy pękła tama i zaczęłam czytać z zaciekawieniem, ale czy popłynęłam z nurtem wydarzeń?
Mnie szczególnie ciężko było wgryźć się w początek. Rozpraszało mnie kilka rozpoczętych wątków - tu jakieś połowy na Bałtyku, na kolejnej stronie akcja przenosi się kościoła, by zaraz potem zabrać czytelnika na przejażdżkę konną z hrabią Wilhelmem. Pourywane fragmenty drażniły mnie i nieco nużyły. Okazało się jednak, że na zasadę Hitchcocka nie trzeba było długo czekać, bo trzęsienie ziemi, a ściślej wybuch, jednak się pojawił. Wstrząsnął czternastą stroną książki. Wtedy pękła tama i zaczęłam czytać z zaciekawieniem, ale czy popłynęłam z nurtem wydarzeń?
"Zamek zatrząsł się w posadach, a po chwili kustosza dobiegł dźwięk pękającego szkła. Ogromnej ilości pękającego szkła."
Fabuła:
" ...do redakcji popularnego,
szczecińskiego dziennika przychodzi wiadomość od pewnego staruszka. W
jego kolejnych listach nieprawdopodobne wspomnienia i sensacyjne
szczegóły przeplatają się z urojeniami z czasów wojennych. Zajmująca się
tym tematem dziennikarka Paulina Weber zaczyna wątpić w zdrowie
psychiczne nadawcy. Gdy w ostatnim liście zdradza on, że od wielu lat
ukrywa zakopane w piwnicy zwłoki, jest już tego pewna…
Pozostawione
przez niego stare dokumenty z wolna zaczynają jednak odsłaniać mroczne
wydarzenia, które za czasów drugiej wojny światowej rozegrały się w
sennej, nadmorskiej scenerii..."
Fragment opisu od wydawcy (Muza)
Razem z Pauliną wojenną tajemnicę próbują rozwiązać architekt Igor oraz pochodzący z brytyjskiej szlachty Johann. Trójka przyjaciół znana już z poprzedniej książki Leszka Hermana pt. "Sedinum." W rozwiązywanie nowej zagadki zaangażowani są także angielscy przyjaciele Johanna, którzy wybrali się z nim na podwodne zwiedzanie Bałtyku. Jednak znacznie więcej osób próbuje im przeszkodzić....
Opinia:
Wielowątkowość, przeskoki czasowe, niemała liczba bohaterów oraz spora dawka wiedzy niczym z podręcznika historii wymagają skupienia. Długo nie mogłam połapać się w imionach i relacjach pasażerów brytyjskiego jachtu czy pływających nieopodal Rosjan. Czasami miałam wrażenie, że autor czuł się w obowiązku poruszyć ten czy inny wątek, jakby stwierdził, że dana historia zasługuje choćby na wspomnienie. Wtedy do akcji najczęściej wkraczał Igor, który okrywał przed przyjaciółmi kolejne karty przeszłości. I tak z luksusowego jachtu przenosiliśmy się jak nie do średniowiecza, to - znacznie częściej - do czasów wojny. Momentami przejścia były płynne, czasem wiały sztucznością i przytłaczały mnie.
Niestety, ani II wojna światowa (choć ogólnie lubię historię), ani nurkowanie do starych wraków nie leżą w kręgu moich zainteresowań, dlatego nie mogę powiedzieć, że lektura wywołała wypieki na moich policzkach. Co nie zmienia faktu, że wciągnęła mnie sama fabuła. Ciekawiło mnie, jaką tajemnicę znał Karol Wyrzykowski, (dlaczego przez nią zginął) i czy grupie przyjaciół uda się ją rozwiązać. Razem z Pauliną, Igorem i spółką zastanawiałam się, czym jest światło umarłych oraz kto i dlaczego nie chce, by oni się dowiedzieli, jaki sekret kryje Bałtyk.
Natomiast, bez dwóch zdań, przygotowanie merytoryczne autora oceniłabym celująco. Z tej książki dowiedziałam się wielu interesujących rzeczy (które już kilka razy sprzedałam jako ciekawostki podczas spotkań towarzyskich ;) ) bądź zagłębiłam wiedzę, nazwijmy ją - ogólnie dostępną. ). Naprawdę, chapeau bas.
Ponadto między wersami daje o sobie znać zawód wykonywany przez autora. Leszek Herman jest architektem, tak jak wykreowany przez niego bohater. Dwa słowa, mała ciekawostka architektoniczna pojawiała się niemal co chwilę, mimochodem przy opisie mijanego przez bohaterów budynku czy wnętrza, w którym się znaleźli. Ujęło mnie też, kiedy autor, posługując się bohaterami oczywiście, wzdrygał się na widok pastelowych budynków z poprzedniej epoki.. Jestem zwolenniczką uporządkowania przestrzeni miast, ujednolicania wystroju ogródków lokali gastronomicznych na deptakach i ubolewam nad niekontrolowanym outdoorem szpecącym miejski krajobraz, więc naprawdę rozumiem ten ból.
"Gdy przyjdziesz do Rugenwalde
to poszukaj światła umarłych.
W samym środku, pod różą wiatrów,
znajdziesz nadzieję swoją na morzu
i wieczny spokój."
Natomiast, bez dwóch zdań, przygotowanie merytoryczne autora oceniłabym celująco. Z tej książki dowiedziałam się wielu interesujących rzeczy (które już kilka razy sprzedałam jako ciekawostki podczas spotkań towarzyskich ;) ) bądź zagłębiłam wiedzę, nazwijmy ją - ogólnie dostępną. ). Naprawdę, chapeau bas.
Ponadto między wersami daje o sobie znać zawód wykonywany przez autora. Leszek Herman jest architektem, tak jak wykreowany przez niego bohater. Dwa słowa, mała ciekawostka architektoniczna pojawiała się niemal co chwilę, mimochodem przy opisie mijanego przez bohaterów budynku czy wnętrza, w którym się znaleźli. Ujęło mnie też, kiedy autor, posługując się bohaterami oczywiście, wzdrygał się na widok pastelowych budynków z poprzedniej epoki.. Jestem zwolenniczką uporządkowania przestrzeni miast, ujednolicania wystroju ogródków lokali gastronomicznych na deptakach i ubolewam nad niekontrolowanym outdoorem szpecącym miejski krajobraz, więc naprawdę rozumiem ten ból.
"W centrum miejscowości przy drodze wyrosły większe budynki, niewielkie kamieniczki i powciskane jak popadło, podobnie jak w całym kraju, wymalowane na pstre koloru prostopadłościenne bloczydła"
Jak czytamy w zapowiedzi wydawcy akcja "Latarni Umarłych" dzieje się rok po wydarzeniach opisanych w poprzedniej książce autora pt. Sedinum. Nie czytałam go, ale nie wydaje mi się, żeby nieznajomość poprzedniego tomu przeszkadzała w odbiorze tej części. Spoiwem łączącym są tylko bohaterowie, którzy już wcześniej wspólnie rozwiązywali zagadkę i relacje jakie między nimi z tego powodu wynikły. Autor kilka razy przywołuje wydarzenia z poprzedniej książki i według mnie powiedział o dwa słowa za dużo. Ci którzy ją czytali, raczej pamiętają jak było, a mający lekturę przed sobą pewnie woleliby niektórych rzeczy dowiedzieć się czytając. Mówiąc brutalnie, spojlerował.
Z racji, że nie znam pierwszej części nie rozpiszę się zbytnio o bohaterach, ale kilka kwestii muszę poruszyć. Przede wszystkim Paulinia - według mnie momentami brakowało jej zacięcia dziennikarskiego, do wszystkiego podchodziła sceptycznie, a jej intuicja chyba zrobiła sobie chyba dłuższe wakacje. Oczywiście rozumiem, że miała tu być przedstawicielem rzetelnego dziennikarstwa, a nie hieną szukającą sensacji, ale racjonale podejście i łączenie faktów naprawdę mogą iść ze sobą w parze. Ona unikała tego drugiego. Igor, to jak już wspomniałam chodząca encyklopedia. O Johannie trudno mi cokolwiek powiedzieć. A poza tym, co również już pisałam, bohaterów było co najmniej dużo...
Podsumowując, to kawał dobrej sensacji i choć recenzja zawsze jest subiektywna, nie mogę powiedzieć, że książka była średnia, tylko dlatego, że nie kręci mnie okres wojny. W "Latarni umarłych" znalazłam wszystko, co w tym gatunku być powinno: tajemnica, napięcie, kręte ścieżki prowadzące do odkrycia sekretu. I, co trzeba wyraźnie podkreślić, ocean wiedzy autora przelanej na kartki. W końcu Igor skąd musiał znać odpowiedz na każde pytanie ;) Jeśli więc czasy wojenne to wasze klimaty, to książka jest dla was. Mnie osobiście bardziej intrygowały wątki średniowieczne i o takie tematy proszę w następnej książce, panie Leszku ;)
Gratis:
Od jakiegoś już czasu chodzi za mną nowy cykl postów na blogu, ale jak zaczynać to od nowego roku, prawda? Skoro to pierwsza recenzja w tym roku, to myślę, że od tego tytułu ruszę z cyklem. Na razie nie powiem nic konkretnego, ale uchylę rąbka tajemnicy, że ma to związek z moim zachwytem nad przemycaniem wiedzy przez autorów...
Ocena tradycyjna: 7/10
Moja ocena: półka
*Wszystkie cytaty pochodzą z książki
*Wszystkie cytaty pochodzą z książki
Tę książkę zrecenzowałam służbowo dla portalu eKulturalni.pl. - tam znajdziecie więcej opinii na temat "Latarni Umarłych" i wielu innych książek.
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Muza
Podobnie jak Ty, ponad wojenne klimaty przekładam tajemnice średniowiecza, więc dołączam się do Twojego apelu ;) "Latarni umarłych" nie czytałam, ale jeśli teraz, po Twoim tekście, wpadnie mi w ręce, na pewno spojrzę na nią z uwagą. Dobra, rzetelna recenzja. Pozdrawiam - żeńska połówka Pary na film :)
OdpowiedzUsuńTeż bardzo lubię, gdy autor pokazuje, że nie istnieje w przestrzeni, ale kształci się, ma wiedzę na jakiś temat i nawet w beletrystyce potrafi ją przekazać :) Dlatego chętnie sięgnęłabym po taką książkę!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Takich recenzji poszukuje i na taką literaturę czekam. Tytuł mi wcześniej nieznany, jednak od dziś w kręgu moich zainteresowań :) Ciekawy blog, interesujący dobór lektur :)
OdpowiedzUsuń