#1 Trzy fakty z książki: Latarnia Umarłych, Leszek Herman
Czy wiecie, że Polskę nawiedziło tsunami? I to nie raz. Natomiast dno Bałtyku to tykająca bomba - powiedzmy, że kryje "wulkan" wypluwający toksyczne bursztyny. A słyszeliście o tym, że w kilku krajach Europy, w tym w Polsce, stawiano niegdyś latarnie... umarłych? Oto rzeczy, których dowiedziałam się z książki "Latarnia Umarłych" Leszka Hermana. Zapraszam na pierwszy artykuł z cyklu "Trzy fakty z książki".
O samym pomyśle na cykl pisałam TUTAJ - KLIK. Tu jeszcze dwa słowa wprowadzenia i przechodzę do przedstawienia książkowych faktów.
Wyłuskanie takich ciekawostek z książki może wiązać się z
pewnego rodzaju spojlerowaniem, to nieuniknione. Spokojnie, nie zamierzam tu zdradzać, kto jest mordercą ani czy bohaterowie żyli długo i szczęśliwie (do tego służy osobny cykl - klik). Będą to suche fakty, które autor umiejętnie wplótł w fabułę. Przedstawię je już zweryfikowane, rozbudowane i przede wszystkim wyrwane z kontekstu, bez nawiązywania do akcji książki, bazując na innych źródłach. Mam nadzieję, że rozbudzę nimi tylko waszą ciekawość, przez co chętniej zabierzecie się do lektury.
FAKT 1
Polskę nawiedziło tsunami
Nie jakiś tam sztorm. Tsunami! Gigantyczna fala, która potrafi zalać całe miasta. Taka, jaka kojarzy nam się z filmami katastroficznymi, a jeśli z faktami, to gdzieś w Azji. Natomiast Darłowo, w którym toczy się akcja "Latarni Umarłych" ucierpiało w jego wyniku przynajmniej dwa razy. Co prawda w średniowieczu, ale jednak.
Największy atak żywiołu miał miejsce 16 września 1497 roku, kiedy słone wody wlały się, według różnych źródeł, 1,5 km - 4 km w głąb lądu, zalewając oprócz Darłowa także Darłówek i Kołobrzeg. Wielka woda wyrzuciła na ląd cztery statki, a wysokość fali mogła mieć od trzech do nawet dwudziestu metrów wysokości. Przez kataklizm ucierpiał port, a co za tym idzie interesy, wszak porty były ośrodkami handlowymi. Fala zalała gospodarstwa domowe, niszcząc budynki, uprawy i zabijając zwierzęta hodowlane. Zatrzymała się przy murach kaplicy Św. Gertrudy, stojącej na 22-metrowym wzgórzu.
Dowodem na to zdarzenie są kroniki klasztorne oraz późniejsze badania, które wykazały obecność piasku morskiego głęboko na powierzchni lądu.
Dla mnie to całkowita nowość, nie uczono mnie o tym ani na geografii, ani na historii, nie trafiłam na to wcześniej w sieci. Jednak mieszkańcy Darłowa i okolic mogą o tym wiedzieć, zwłaszcza że co roku im się o tej historii przypomina. Średniowieczne władze świeckie i kościelne ustanowiły nabożeństwo i marsz pokutny upamiętniający tamtejsze wydarzenia. Dwie dekady temu powrócono do tej tradycji. Co roku we wrześniu przez miasto rusza procesja. Przyczyną kataklizmu najprawdopodobniej było trzęsienie ziemi w Skandynawii.
Nie był to odosobniony przypadek. W 1558 seria potężnych sztormów zalała Łebę, w 1757 roku tsunami zniszczyło port w Mrzeżynie, a blisko trzysta lat po pierwszym ataku, w 1779 roku, wielka fala powróciła do Darłowa, również niszcząc port.
Jeśli oprócz czytania, sami piszecie, możecie spokojnie akcję książki z tsunami w tle umiejscowić w Polsce. I wcale nie musi to być pozycja z gatunku fantasy.
FAKT 2
Niebezpieczne chemikalia spoczywają na dnie Bałtyku...
... i trafiają na brzeg
... i trafiają na brzeg
Lubicie zbierać bursztyny nad polskim morzem? To uważajcie, bo mała pomarańczowo-miodowa grudka wcale nie musi być bałtyckim skarbem. Raczej klątwą. Takie grudki to iperyt - śmiertelnie niebezpieczna trucizna.
Dno Morza Bałtyckiego to, jak pisałam na początku, tykająca bomba. Zalegają na nim "pamiątki" po drugiej wojnie światowej, takie jak torpedy czy broń chemiczna, między innymi właśnie iperyt. W latach czterdziestych Niemcy i Rosja będące w posiadaniu gazów bojowych z racji wysokich kosztów neutralizacji trucizn postanowiły je zatopić. Dla bezpieczeństwa powinno się zrobić to przynajmniej na głębokości tysiąca metrów. Niestety, ktoś znowu poszedł na łatwiznę i ogromne ilości trucizn trafiły do Bałtyku, który nawet w najgłębszych miejscach nie ma 500 metrów.
Morskie dno ugina się od niebezpiecznych ładunków, w Bałtyku zatopionych jest 250 tysięcy ton amunicji, w tym 65 tysięcy ton stanowią gazy bojowe. I prawdopodobnie są to zaniżone dane.
Wydobywający się z rdzewiejących i rozpadających się beczek iperyt przybiera formę właśnie pomarańczowych kamyczków, przypominających bursztyny i trafia do rybackich sieci, a także nad brzeg morza. Marny los zbieracza, który się pomyli. Ogrzany w dłoni osiąga temperaturę 1300 stopni Celsjusza i z pewnością wyżre mu skórę. I nie piszę tego tylko po to, by was straszyć, raczej uczulić, bo na wybrzeżu zdarzały się już wypadki spowodowane trującymi powojennymi odpadami. W sumie doszło do ponad dwudziestu wypadków. Najpoważniejszy miał miejsce w 1955 roku, kiedy na plażę w Darłówku morze wyrzuciło przeciekającą beczkę z iperytem. Nieszczęśliwie, bawiły się tam dzieci z koloni. Przez chemiczną substancję czworo z nich straciło wzrok, a 102 osoby uległy poparzeniom.
Morskie dno ugina się od niebezpiecznych ładunków, w Bałtyku zatopionych jest 250 tysięcy ton amunicji, w tym 65 tysięcy ton stanowią gazy bojowe. I prawdopodobnie są to zaniżone dane.
Wydobywający się z rdzewiejących i rozpadających się beczek iperyt przybiera formę właśnie pomarańczowych kamyczków, przypominających bursztyny i trafia do rybackich sieci, a także nad brzeg morza. Marny los zbieracza, który się pomyli. Ogrzany w dłoni osiąga temperaturę 1300 stopni Celsjusza i z pewnością wyżre mu skórę. I nie piszę tego tylko po to, by was straszyć, raczej uczulić, bo na wybrzeżu zdarzały się już wypadki spowodowane trującymi powojennymi odpadami. W sumie doszło do ponad dwudziestu wypadków. Najpoważniejszy miał miejsce w 1955 roku, kiedy na plażę w Darłówku morze wyrzuciło przeciekającą beczkę z iperytem. Nieszczęśliwie, bawiły się tam dzieci z koloni. Przez chemiczną substancję czworo z nich straciło wzrok, a 102 osoby uległy poparzeniom.
W mediach znalazłam co prawda jakieś informacje o tym, że niebawem mają ruszyć prace nad wydobyciem trującego gazu, ale żadnych konkretnych danych, a artykuły napisano nawet trzy lata temu. Dowiedziałam się jednak, że prace takie są nie tylko kosztowne, ale także niebezpieczne - jeśli coś pójdzie nie tak, tony broni chemicznej wyleją się do Bałtyku i z pewnością dotrą na brzeg... Pat?
Źródło weryfikacji: wiadomości.gazeta.pl; trójmiasto.pl ; wyborcza.pl
FAKT 3
W Polsce budowano latarnie dla... umarłych
I bardzo możliwe, że je widzieliście, choć w formie np. przydrożnych kapliczek, na które zostały po latach przekształcone.
To kilku- lub kilkunastometrowe kamienne bądź ceglane budowle w kształcie wieloboku foremnego albo stożka. Tuż pod szczytem konstrukcji znajdowało się puste miejsce - na światło. W mniejszych latarniach można było zwyczajnie postawić w nim świecie, w wyższych na dole montowano drzwiczki oraz mechanizm do windowania, a wewnątrz tych całkiem dużych znajdowały się nawet spiralne schody. Latarnie były tak zaprojektowane, by palące się wewnątrz światło można było dostrzec z każdej strony świata.
To kilku- lub kilkunastometrowe kamienne bądź ceglane budowle w kształcie wieloboku foremnego albo stożka. Tuż pod szczytem konstrukcji znajdowało się puste miejsce - na światło. W mniejszych latarniach można było zwyczajnie postawić w nim świecie, w wyższych na dole montowano drzwiczki oraz mechanizm do windowania, a wewnątrz tych całkiem dużych znajdowały się nawet spiralne schody. Latarnie były tak zaprojektowane, by palące się wewnątrz światło można było dostrzec z każdej strony świata.
Ich obecność była jednoznaczna, w tamtych czasach nie było latarni ulicznych rozświetlających drogę. Jeśli więc jakiś wędrowiec zobaczył palący się ogień, wiedział, że zbliża się do miejsca świętego, związanego ze śmiercią, miejsca, gdzie granica między światem żywych, a zmarłych jest płynna... Latarnie umarłych stawiano przy cmentarzach, ale też w pobliżu szpitali zakaźnych. Stanowiły swego rodzaju ostrzeżenie, żeby lepiej nie zapuszczać się w te rejony.
Z duchowego punktu widzenia zapalone światełko miało wzbudzać do refleksji nad przemijaniem, symbolizowało życie pozagrobowe, miało pomóc zmarłym dostać się do nieba, przypominało o modlitwie za zmarłych, a żywych chroniło przed złymi duchami. W sprawach bardziej przyziemnych służyły po prostu za punkty orientacyjne.
Latarnie umarłych stawiono między XII a XIV wiekiem, pierwsze budowano we Francji, ale stawiano je także w północnych Włoszech, Austrii, Niemczech Polsce i Czechach. Dziś dawne latarnie można na przykład w Centrum Krakowa.
Z duchowego punktu widzenia zapalone światełko miało wzbudzać do refleksji nad przemijaniem, symbolizowało życie pozagrobowe, miało pomóc zmarłym dostać się do nieba, przypominało o modlitwie za zmarłych, a żywych chroniło przed złymi duchami. W sprawach bardziej przyziemnych służyły po prostu za punkty orientacyjne.
Latarnie umarłych stawiono między XII a XIV wiekiem, pierwsze budowano we Francji, ale stawiano je także w północnych Włoszech, Austrii, Niemczech Polsce i Czechach. Dziś dawne latarnie można na przykład w Centrum Krakowa.
Jak wspomniałam w recenzji książki (klik) ciekawostkami znalezionymi w książce Leszka Hermana zdążyłam już kilka razy zabłysnąć w towarzystwie. W ramach promocji czytelnictwa, oczywiście ;) Potwierdzając argument, że czytanie poszerza horyzonty. Tym samym, chciałabym serdecznie podziękować autorowi za to, że mogłam dowiedzieć się czegoś nowego.
A to przecież dopiero #Trzy fakty z książki ;)
A to przecież dopiero #Trzy fakty z książki ;)
A wy? Wiedzieliście o tym? A może ostatnio trafiliście na takie perełki w innych książkach?
Świetny pomysł miałaś z tym cyklem. Takich ciekawostek jest mnóstwo w książkach :)
OdpowiedzUsuńDzięki ;) Będę oczywiście prezentować w ten sposób tylko niektóre książki. Ale jak znajdziesz coś ciekawego, to daj mi cynk ;)
Usuń/Pozdrawiam,
Szufladopółka
Bardzo ciekawa propozycja na szerzenie czytelnictwa i faktycznie można zabrylować ciekawostkami w towarzystwie. Latarnie umarłych brzmią naprawdę intrygująco :)
OdpowiedzUsuńJak tylko wyczytałam te ciekawostki, nie mogłam się powstrzymać, musiałam je sprzedać. Oczywiście oddając co jego autorowi ;).
Usuń/Pozdrawiam,
Szufladopółka
To naprawdę swietny pomysł, by kogoś zachęcić do przeczytania książki! Ja poczułam się bardzo zachęcona i na pewno z Twojej propozycji skorzystam!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że pomysł przypadł Ci do gustu :)
Usuń/Pozdrawiam,
Szufladopółka
Podoba mi się takie podejście do tematu, świetny pomysł, bo takich perełek możemy napotkać wiele w książkach. :)
OdpowiedzUsuńJak znajdziesz coś godnego rozłożenia na trzy fakty, to daj mi znać ;)
Usuń/Pozdrawiam,
Szufladopółka
Podoba mi się pomysł :) I książka również. Ciekawa recenzja :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuń/Pozdrawiam,
Szufladopółka
Bardzo ciekawy wpis :) już nie będę szukała bursztynów.. ;)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię książki z których zapamiętujemy własnie jakieś ciekawostki, perełki. Świetny pomysł na wpis ! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńświetny pomysł!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Czytałem to, co napisałaś ze zdumieniem na twarzy. Czego to człwowiek nie wie o otaczającym świecie. Co tam - świecie! O swojej okolicy... Szok.
OdpowiedzUsuńWiem, że lubisz książki non fiction, Artur, ale na fakty z beletrystyki wpadaj do mnie ;)
Usuń/Pozdrawiam,
Szufladopółka
Zuzanno, proszę Cię - przejrzyj ten tekst jeszcze raz bo jest ciekawy, ale tyle "litrówek", że zaraz Kwaśniewski wpadnie na imprezę.
OdpowiedzUsuńDziękuję za troskę ;)
UsuńWspaniały pomysł na cykl - strzał w 10, gratuluję :) Z tym się jeszcze nie spotkałam, więc tym bardziej chylę czoła.
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, że nie miałam zielonego pojęcia o żadnym z tych faktów - nic, kompletnie! Człowieka to się jednak uczy całe życie, a czytając, trafia na takie informacje, których się w ogóle nie spodziewa. Super! Teraz też spróbuję zabłysnąć :D
Pozdrawiam!
Heh, już wypisuję sobie fakty z "Gniewu" Miłoszewskiego ;)
UsuńCiekawe czy jakąś taką latarnię widziałam :)
OdpowiedzUsuńFascynująca pozycja! Robię miejsce w swojej biblioteczne na tę książkę. Muszę ją mieć!
OdpowiedzUsuńMartwisz się o bezpieczeństwo i prywatność w Internecie? Rozważ skorzystanie z niezawodnego adresu jak sprawdzić z kim się najwięcej pisze na messengerze, aby monitorować swoją aktywność na Facebooku i chronić swoje dane.
OdpowiedzUsuń