To, co czytam: "Byłaś serce biciem, czyli przypadki pewnego literata" Zbigniew Książek
Co u ciebie słychać? – jedno z pytań
spełniających fatyczną funkcję języka. To takie polskie „hałarju”
Bynajmniej nie zadawane po to, by dać odpowiedź zgodną ze stanem
rzeczywistym. Ma brzmieć, „Dziękuję, w porządku”. I pogadane.
Gorzej,
gdy takie pytanie pada po dłużej nieobecności jednego z rozmówców, a do
opowiedzenia jest przynajmniej pół życia. Tu jest potrzebne porządne
spotkanie po latach. Ba! Cykl spotkań. Co prawda trudno powiedzieć, że
Zbigniew Książek to mój stary znajomy. Jak znałam utwory „Byłaś serca
biciem” czy choćby „Niech mówią, że to nie jest miłość” tak nie miałam
pojęcia, że to on jest autorem słów. Dopiero, z wiekiem (i pracą w
kulturze) potrafiłam już to nazwisko osadzić w konkretnych dziełach.
Skąd ten mój mini wykład z
językoznawstwa? Bo tak właśnie odebrałam książkę "Byłaś serca biciem,
czyli przypadki pewnego literata" Zbigniewa Książka. Nie mogłam spędzić z
nią jednego, góra trzech, wieczorów. Nie potrafiłam przeczytać jej
jednym tchem. Umawiałam się więc ze Zbigniewem codziennie przez ponad
dwa tygodnie, by mógł opowiedzieć mi swoją historię, a ja z należytym
szacunkiem dla rozmówcy, mogła jej spokojnie wysłuchać.
No dobra, nie było tak znowu spokojnie.
Groteskowo-satyryczny styl sprawił, że wielokrotnie wybuchałam
niepohamowanym śmiechem. To on zresztą sprawił, że przeczytaniu kilku-
kilkunastu stron musiałam odłożyć książkę i przetłumaczyć żarty na
prawdę, a potem ją przełknąć.
Książka opowiada o kilku etapach życia
literata. Z sali kongresowej, gdzie Zbigniew Książek odbiera dziewiątą
złota płytę, przenosimy się do Chicago, w którym miał spełnić swój
amerykański sen, czyli zarobić na życie. Potem autor rzuca nas w jeszcze
inny okres swojego życia, w konsekwencji przywodząc mi na myśl motyw
wędrówki z „Opowieści wigilijnej”. Szczęśliwie, rachunek sumienia autora
nie jest tak bogaty w złe uczynki jak u Scrooge’a, ale z pewnością nie
brakuje w nim refleksji. Także nad wiarą w Boga. Choć, jeden z grzechów
głównych towarzyszył mu w opowieści. To gniew. Czy się od niego uwolnił -
dowiecie się czytając książkę.
Poważnych tematów ukrytych w lekkim
tonie opowieści jest jeszcze więcej. Zbigniew Książek mówi o rodzinie,
przyjaźni, zaufaniu, stosunkach międzyludzkich, a nawet zachowaniach
społecznych. W tym wszystkim zachowując wielki dystans do siebie. A to,
mam wrażenie, paradoksalnie coraz rzadsze zjawisko. Niby ludzie żartują,
śmieją się, wygłupiają, a nagle okazuje się że mają kij w pewnej części
ciała.
!Uwaga, pozwolę sobie na przykład z
życia. Często śmieję się sama z siebie. I wiecie, co zdarzyło mi się
słyszeć wtedy od ludzi? (Mam na myśli osoby postronne, bądź dalszych
znajomych, przyjaciele cechują się poczuciem humoru). Nie, nie chichot,
bo taki był przecież zamysł. Niestety, zamiast tego niektórzy atakują
mnie pocieszaniem, a nawet (!) wykładami, że powinnam bardziej wierzyć w
siebie. I wierzcie mi, oni mówią to serio, nie z ironią. Ironii bym im
pogratulowała ;) A może to ja nie traktuję życia zbyt poważnie? Koniec
wtrącenia!
Podsumowując, ta książka to interesujące
połączenie. Zarówno dla czytelnika, który szuka w lekturze poruszania
tematów poważnych, jak i chcącego się pośmiać. Co z niej wyczyta, to
jego.
Ocen tradycyjna: 7/10
Moja ocena: półka
/Książkę przeczytałam służbowo ;) dla eKulturalni.pl.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Muza i Buissnes and Culture
Zachęciłam się do tej książki, interesująca recenzja😉
OdpowiedzUsuńZ zainteresowaniem sięgnę po tę książkę, to może być satysfakcjonująca przygoda czytelnicza. :)
OdpowiedzUsuń