"Zaklęta" Roszpunka - Michalina Olszańska
O ile znam i namiętnie opowiadam mojej córeczce Kopciuszka, Śpiącą Królewnę czy Czerwonego Kaptura, o tyle Roszpunkę kojarzę tylko z nazwy. Nie dosięgła mnie nawet wersja disnejowska, więc musiałam posiłkować się Wikipedią, żeby dowiedzieć się co nieco o tej baśni, bo właśnie do niej nawiązuje "Zaklęta" Michaliny Olszańskiej, choć znacznie się różni. A będąc przy autorce, warto wspomnieć, że kiedy ją napisała miała zaledwie osiemnaście lat. Naprawdę miło czyta (choć nie łatwo) się ze świadomością, że słowa na prawie pięciuset stronach skreśliła tak młoda dziewczyna.
W środku lasu, chyba w średniowieczu mieszka sobie znachorka, zwana Babą. Choć stroni od ludzi, ci czasem ją odwiedzają, a ona za opłatą udziela im pomocy medycznej. Pewnego razu kobieta, której odbiera poród umiera. Jako zapłatę baba bierze sobie nowo narodzoną dziewczynkę, którą postanawia wychować zgodnie z naturę, z dala od ludzi. Z dala do tego stopnia, że nie mówi jej o ich istnieniu i pilnie strzeże tego sekretu. Chce chronić ją przed zakłamanym światem, przed ludźmi, którzy mogą ją skrzywdzić. Oczywiście przychodzi taki dzień, kiedy Roszpunka odkrywa prawdę...
Tej książki nie czytało się łatwo, zdania są długie i chociaż często płynie z nich mądrość są męczące, głównie przez powtórzenia. Dziewczyna stronami rozmyśla nad jednym i tym samym, dochodząc co kilka zdań do tych samych wniosów, ale inaczej zapisanych. Opisy przyrody są bardzo dokładne, wprowadzaja w nastrój, wręcz przenoszą Czytelnika do lasu, ale są momentym kiedy wydaje się, że czytamy przewodnik przyrodniczy. Wieje nudą, niestety. I jak dla mnie sporo tam nieścisłości - każdy dialog między dziewczyna a Babą był bardzo lakoniczny, o ograniczonym zasobie słów, a w trakcie swoich refleksji Roszpunka używała słów prosto z encyklopedii. Choć niektórych takich, jak "kocham cię" rzeczywiście długo nie znała.
Zdecydowanie za dużo tu filozoficznych rozmyślań i uzewnętrznień, a za mało akcji, która gdy już się pojawiła, została potraktowana po macoszemu. A zakończenie? Hmm, wywołało u mnie takie pytanie "i po co to wszystko" - które mogło odnosić się zarówno do losów Roszpunki, jak i do samej książki.
"Zaklęta" nie jest zła, ale bardzo przeciętna. Proporcje zostały tu mocno zachwiane. Oczywiście pojawiają się też bardzo trafne spostrzeżenia dotyczące ludzkości i religii. Tak się złożyło, że druga książka pod rząd która czytam porusza kwestię przechodzenia z pogaństwa na chrześcijaństwo. Więc za rozmyślania na ten temat, interpretację też duży plus. Za to jak główna bohaterka odkrywa świat który ją otacza, też. Nie brakuje tu i uczuć, szczególnie interesująca jest relacja między Babą a Roszpunką - kochają się to pewne, ale pierwsza za nic w świecie się do tego nie przyzna, druga o tym nie wie. Pojawia się też pytanie o decydowaniu o czyimś losie, czy staruszka miała prawo odebrać dziewczynie życie jakie mają wszyscy, czy mogła podjąć taką decyzję, czy wiemy co jest najlepsze dla naszych bliskich? To dobrze postawione pytania. Ale odpowiadanie na nie i rozwodzenie się o tym jakie pieknę są góry i że woda wartko płynie w strumyku przez kilka rozddziałów to jednak trochę za dużo - choć też naturę kocham.
To chyba tyle, ale pozwolę sobie zakończyć ciekawostką - podobnym spojrzeniem autorek, czy też bohaterów dwóch ostatnio przeczytanych przeze mnie książek. To słowa z Samotności Bogów:
"Bóg dobroci może być kawałkiem liścia płynącego z wiatrem, fala na rzece,
kropla deszczu; płatkiem śniegu; błyskiem słońca w gładkim futrze
sarny lub piorunem. Ale nie może być staruszkiem siedzącym na chmurce."
Natomiast w 'Zaklętej" czytamy:
Ocena tradycyjna: 5
Moja ocena: szafka
Tytuł" Zaklęta
Autor: Michalina Olszańska
Wydawnictwo; Albatros
Liczba stron: 470
Książkę udało mi się kiedyś kupić za śmieszne 5 zł, więc tym bardziej się cieszę, że nie straciłam większego majątku, skoro książka jest całkiem przeciętna. Trochę obawiam się tych stron wypełnionych ciągłą refleksją i zadumą nad pięknem świata. W przypadku tej książki, chyba idealnie będą pasować słowa, że co za dużo, to często i niezdrowo.:)
OdpowiedzUsuńTakie właśnie odniosłam wrażenie. Przemyślenia lubię i cenię, ale wymądrzania się nie dzierżę, a tym mi tu właśnie zalatywało...
UsuńPozdrawiam,
Szufladopółka
Szkoda, że autorka za dużo poświeciła rozmyślaniu, a mało poświeciła samej akcji. Muszę jednak przyznać, że okładka jest bardzo klimatyczna i kusi...
OdpowiedzUsuńTak klimat jest, bez dwóch zdań. Nie mówię w żadnym razie, by po książkę nie sięgać, zachęcam nawet, ale chciałam uprzedzić o tym, co drażniło mnie.
UsuńPozdrawiam,
Szufladopółka
Dotychczas nie słyszałam o tej książce, ale chętnie się skuszę, szczególnie, że autorką jest tak młoda dziewczyna. Mam nadzieję, że uda mi się ją dorwać!
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie: http://kulturka-maialis.blogspot.com
O witaj Dominiko w moich skromnych progach :) Ja książkę pożyczyłam, ale myślę, że na pewno gdzieś ją znajdziesz.
UsuńPozdrawiam, Szufladopółka
Jeśli chodzi o samą Roszpunkę, to polecam film "Zaplątani" - dla Ciebie i dla córki :) Jeden z naszych ulubionych.
OdpowiedzUsuńKsiążka natomiast raczej nie dla mnie.
No właśnie ten film miałam na myśli, mówią o disnejowskiej wersji :) Już się na niego czaję, Łucji na pewno się spodoba :) Książeczka "Roszpunka", którą oczywiście kupiłyśmy, przypadła jej do gustu :)
UsuńPozdrawiam,
Szufladopółka
Czytałam tę książkę. Zgadzam się z Twoją opinią jednak też... Hmmm... Podobała mi się mimo wszystko. To prawda dużo za dużo opisów i czasami wręcz omijałam je.
OdpowiedzUsuńJednak zakończenia spodziewałam się innego. Nie tak szybko w każdym razie. :)