Spady pokonkursowe: Wartość - fragment 1
Obiecałam spady pokonkursowe, ale na opowiadaniu "Woń" się skończyło, a było ich więcej - wierzcie mi. Po prostu musiałam znowu do nich zerknąć. Ten fragment zaniosłam na warsztaty klubu literackiego, do którego od niedawna należę - wprowadziłam kilka zmian sugerowanych przez znajomych. O klubie napiszę niebawem - tymczasem zapraszam Was do lektury. Opowiadanie pt. "Wartość" powstało na konkurs "Pin i zielonym" organizowany w ramach Międzynarodowego Festiwalu Opowiadania.
Podpowiedź jurorów była taka:
Kraj lajków, odsetek, prowizji i marż, najsłodszą mamonę i studnię bez
dna, horror dżentelmenów, namiętność cinkciarzy, kolejkę w Biedronce i
lans na deptaku, chwilówkę jak haj, petycję o lekkość obyczajów
płciowych, dogmaty z plastiku, nawroty debetów, laskę z windykacji, seks
bezdotykowy, wypad do galerii, rundkę po śmietnikach, apkę na iPada,
pana komornika bardzo ładny łom, plażę za drutami i najnowszy LED —
wszystko co coś warte: nam opisz i przyślij. PIN I ZIELONYM.
Skoro "Wartość" wylądowała w spadach, znaczy, że nie wygrałam :) Ale zmierzę się z Waszymi opiniami :) Przed Wami pierwszy fragment, ale będą jeszcze trzy (dodam w kilkudniowych odstępach) - albo i więcej, jak mnie fantazja poniesie i będę dopisywać na bieżąco :)
Wartość
fragment 1
W
(nie)dalekiej przyszłości
Marta Debet zastanawiała się gdzie
jest. Gdzieś z oddali, pomiędzy wszechobecnym szumem docierał do niej ten
charakterystyczny odgłos. Znała go, ale nie mogła sprecyzować. Przerywany
dźwięk na pewno pochodził z jakiejś maszyny, kojarzył się z nadawanym radiowo
sygnałem w alfabecie morsa. Pik - przerwa - pik - przerwa. Dźwięk stawał
się coraz bardziej drażniący. Nie miała siły otworzyć oczu, ale coś jej mówiło,
że jest w szpitalu, że słyszy odgłos maszyny kontrolującej bicie serca.
Stopniowo odzyskiwała świadomość, chyba udało jej się na chwilę otworzyć oczy,
dostrzegła rząd jakiś zielonych cyferek, ale nie widziała wyraźnie. Czuła
natomiast, że energiczne macha rękami. Chciała przestać, ale wysyłany przez
mózg przekaz nie docierał do rąk. Pracowały jak automat. Nagle zrobiło się
jakieś zamieszanie, ktoś wrzeszczał, nie była pewna, ale chyba to na nią
krzyczeli. Jakaś kobieta wydzierała się, że co ona sobie myśli, że jak można
się tak zachowywać, i że trzeba zrobić z tym porządek. Marta z wysiłkiem
podniosła powieki, zatrzymała się spojrzeniem na dłoniach. Trzymała w nich
słoiczek kawioru. Poruszyła ręką, a wtedy do uszu znowu trafił dźwięk. Pik.
Przed oczami znowu pojawiły się zielone cyferki - 249.00. Zanim pomyślała, co
robi w jej rękach znalazły się paluszki krabowe. Zdezorientowana podniosła
głowę do góry. Natychmiast odzyskała jasność myślenia. Nie leżała w szpitalu.
Była w pracy. Znowu odpłynęła, nie mogła opanować zmęczenia. Była taka zmęczona. Taka zmęczona. W minionym tygodniu, już trzy razy miała krwotok z nosa. Z błaganiem w
oczach spojrzała na awanturującą się klientkę, ale ta nie patrzyła już na nią,
tylko mruczała coś pod nosem. Oby nie wezwała kierowniczki.
- I widzisz synku – odezwała się
oburzona klientka do towarzyszącego jej chłopca – Tak skończysz, jak nie
będziesz się uczył. Będziesz siedział w pieluchach na kasie i pracował jak
robot.
Marcie tyle wystarczyło, żeby do
końca się obudzić. Spojrzała na kobietę - tleniona blondyna z włosami do pasa,
których przynajmniej jedna trzecia długości była doczepiana. Długimi, pomalowanymi
na różowo sztucznymi paznokciami przytrzymywała kartę kredytową. Ilość
biżuterii, jaka ją zdobiła, świadczyła w mniejszym stopniu o kocie z dużą
ilością zer na końcu, a w większym o tandecie. Stojący obok niej chłopak był
ubrany w koszulkę z nazwą rockowego, niezbyt popularnego, ale dobrze znanego
fanom gatunku, zespołu.
- Nie słuchaj matki. – Marta
zwróciła się do dzieciaka. – Pieprzy głupoty. Pielęgnuj swój talent, olej
szkołę. Ja jestem po dwóch kierunkach studiów, niestety – zerknęła na matkę i
zatrzymała na niej spojrzenie, by podkreślić, że powie teraz, co o niej
myśli - nie miałam bogatych rodziców ani
znajomości i nie robię kariery przez łóżko.
Tleniona blondyna spojrzała na nią
bliska wybuchu.
- No co się pani tak patrzy? – Marta
wzruszyła ramionami. – Pin i zielonym. – powiedziała wskazując terminal.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz