Łan najt in Bangkok - Karaluchy, Jo Nesbo
Tytuł: Karaluchy
Autor: Jo Nesbo
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Liczba stron: 320
Łan najt in Bangkok
Karaluchy to druga część serii, w której główną rolę odgrywa Harry Hole. Harry to to taki podręcznikowy przykład głównego bohatera powieści kryminalnej, to jest: policjant po przejściach, z uzależnieniem od alkoholu. Twardy macho i w porządku koleś jednocześnie. I niech ktoś powie, że nie ma w nim nic oryginalnego, ja i tak go uwielbiam, dlatego wiem, że sięgnę zarówno po zaległą pierwszą część, jak i po następne.
Wspominałam o typowym głównym bohaterze, to pewnie jak dodam, że istotną rolę w sprawie odgrywają seks, pieniądze i władza, to już w ogóle wyjdzie
na sztampową pozycję. W żadnym razie, a nawet jeśli, to umiejętności pisarskie Jo Nesbo sprawiły po raz kolejny, że czytałam jego książkę w oka mgnieniu i bez wyrzutów sumienia polecam innym.
Harry zostaje wysłany do Bangkoku, gdzie ma zająć się sprawą morderstwa norweskiego ambasadora. Ma to zrobić po ciuchu, bo ofiarę znalazła prostytutka w motelu słynnym z takiego rodzaju spotkań. Harry choć z delegacji początkowo był średnio zadowolony wciąga się w sprawę, odkrywając kolejne tajemnice, łącząc kolejne kropki - a rysunek, który z nich wychodzi, bynajmniej nie nadaje się do kolorowanki....
Nie nadaje się to też do wpisania w policyjne kartoteki, jedną z rzeczy, do której dochodzi Hole jest też fakt, że najlepiej by było gdyby sprawy "nie udało się rozwiązać", i że wysłanie tam policyjnego pijaczyny miało właśnie temu nierozwiązaniu służyć. A tu psikus - Harry wziął się za siebie, przestał pić i wczuł się w sprawę. Cała fabuła jest tak skompilowana i wielowarstwowa, że nie będę pisała więcej - zwyczajnie odsyłam do książki, naprawdę ją polecam. To dobry kryminał z głębszą sprawą.
Odniosę się tylko do tytułu. Karaluchy pojawiły się w książce ze dwa razy - może autor uznał, że wypada o nich wspomnieć, ale tak naprawdę nie musiał o nich pisać. One były obecne między wierszami. Wiadomo z czym nam się kojarzą - z brudem. A taka właśnie jest sytuacja w Bangkoku. I nie mówię tu o brudnym mieście, zakorkowanych ulicach czy powietrzu gorącym, śmierdzącym i tak gęstym od spalin, że można je nożem kroić. Brudne jest to, co się w nim dzieje. To miasto, które prostytucją stoi, a coś dla siebie mogą znaleźć zarówno klienci preferujący masaż erotyczny, seks z piękna Tajką lub mężczyzną przerobionym na panią jak i ci, którzy odczuwają satysfakcję tylko z seksu z dziećmi. I właśnie o tym ostatnim brudzie są "Karaluchy".
Tradycyjna ocena: 7/10
Moja ocena: wyższa półka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz