Szlakiem Mazurskich Legend - cz.3 ostatnia.
Dzień po rowerowej wycieczce daliśmy odpocząć naszym nogom i z rowerów przesiedliśmy się do.. kajaków. Podziwialiśmy więc okolice Kruklanek, ale rzeźby ominęliśmy szerokim łukiem (bez negatywnego wydźwięku). Kolejnego dnia pogoda była kapryśna, więc poszliśmy na łatwiznę i przesiedliśmy się do samochodu. I tak resztę odwiedziliśmy już w ten sposób.
Najbliższy punkt, nr 22
powinien być tuż za Kruklankami. Powinien być, ale go nie było. Szukaliśmy go
również w drodze powrotnej, a do poszukiwań wciągnęliśmy pewną grupę
rowerzystów – których pozdrawiamy :). Niestety
"Jankowej Drogi" nie było. Według naszej mapy i domysłów rzeźba powinna znajdować
się na terenie ośrodka wczasowego, ale napotkane tam osoby nie wiedziały, o co
nam chodzi. Możliwe, że podobnie jak Czarna Jachta rzeźba powinna znaleźć się w
jeziorze, bo…
„Gdy
nadciągała zima i lód pokrywał jezioro, starym obyczajem prowadzono przez nie ‘drogę”
na las, w którym przez ten okres grały i trzaskały siekiery , do kościoła w
Kutach. Zawsze to bliżej niż okrążanie całego jeziora”.
Ale… dwa dni później
udało nam się zobaczyć rzeźbę choć w wersji mini. Wracając z urlopu
zajechaliśmy do twierdzy Boyen w Giżycku, a w tamtejszej galerii znaleźliśmy
taki oto pokój:
Po bezskutecznych
poszukiwaniach dwudziestki dwójki pojechaliśmy dalej, idąc numerami w dół. I
tak na naszej trasie znalazły się: 21. Ślad diabelskiej łapy – o mieszkańcu
wioski podejrzewałam przez innych o konszachty z diabłem, przy czym choć było w
tym ziarno prawdy łączyło ich tylko pewne wspólne zainteresowanie
i 20. Wyspa
pożeracze serc – Coś jakby Walking Death, ale na odwrót – legenda opowiada o
istocie, która miała wykopywać zwłoki z grobów, żeby zjadać ich serca…
Trochę nie po drodze była nam 19, więc
ruszyliśmy prosto do Kut, a tam było dość duże zagęszczenie punktów. Właśnie
stamtąd pochodziła pani Jadwiga, autorka Mazurskich opowieści. Tu zobaczyliśmy:
15. Saga o Mateuszu i jego synu,
Celestynie16. Historia zatopionego dzwonu
17. Królowa Kut
18. Książe z Kut
W legendach często
pojawiały się przestrogi, przez siłami upiorami którzy zwodzą podróżnika i mylą
mu drogi. Uśmiałam się kiedy mąż porównał owe złe siły do mieszkańców tych terenów.
Uwierzcie „Koniec języka” za przewodnika nie zawsze jest dobrym pomysłem. Tu na
przykład rozmawiałam z kilka osobami i ich rady były co najmniej różne, zarówno
gdy pytałam o punkty, jak i dom w którym mieszkała pani Tressenberg. Ale
najlepsze było to, że właśnie w tej wiosce od pewnej pani kupiłam książkę.
Wcześniej posiłkowałam się pożyczoną od właścicieli pokoju, który
wynajmowaliśmy. Ich też pozdrawiam :)
Po odwiedzeniu Kut znów
ruszyliśmy wzdłuż trasy szlaku, nadal posuwając się w przeciwnym do
wyznaczonego kierunku. Co nie znaczy, że niewłaściwym.
14.
Tajemnicze kroki
Sami powiedźcie, czy te
czerwone paznokcie nie są świetne. Zważając na to, że ów kroki miały należeć do
straszącego w lesie ducha? Widać miał (albo
miała) gust :)
Dalej odwiedziliśmy13. Tajemnice Złotej Góry,
12. O kapeluszniku, motkach i myszkach i 10. Goliat ze Stręgielka
Przy 11. Złoty Łańcuch znowu pojawiły się
złe moce mylące drogi. Tym razem w postaci pewnego pana, który patrząc na nasza
mapkę i widząc, że na oko między 10. a 11. jest kilkaset metrów, zawracał nas
do Węgorzewa i tłumaczył dokładnie, którym mostem powinniśmy pojechać. Tędy nie
damy rady, rzeka nas zatrzyma. Nie jestem w stanie powiedzieć jak wyglądałam
słuchając jego mądrości, ale na pewno niezbyt inteligentnie – z rozdziawioną
buzią. O co mu chodzi, jakie 20 kilometrów? Grzecznie podziękowaliśmy i
postanowiliśmy jednak pójść jedną ze ścieżek w lesie (znaczki szklaku, gdzieś
się urwały). I oczywiście - trzy minuty spacerku i znaleźliśmy oznaczony punkt,
choć rzeźby nie było. Pewnie prąd rzeki porwał … :)
Tego dnia skończyliśmy
na punktach 9. Zło z Gębałki – dość przerażająca,
czy raczej przytłaczając opowieść. Ale z wyraźnym i prostym morałem. Nie czyń
zła, bo do ciebie powróci i od niego nie
uciekniesz… i 8. Anioł i Diabeł z Piłackich Wzgórz – Typowa bitwa dobra ze złem,
ze wskazaniem na zło jako zwycięzcę, niestety.
Ale nie będę tuż się rozdrabiać, bo do
pokonania całego szlaku zostały nam tylko cztery punkty. Wspomniana wcześniej 19. Anna
Zielarka to historia dziewczyny która leczyła ludzi przy pomocy ziół. Ale
jak to bywa, w końcu zaczęło się to komuś nie podobać… Szczególnie niezadowolony
był Pan z Przytuł, właściciel ziem, na których młoda kobieta mieszkała. Nakazał
więc zniszczyć wszystkie jej zbiory. Pech chciał, że i on kiedyś zachorował, a dworscy
lekarze nie radzili sobie z chorobą.
„-
Anno, ratuj!
-
Panie, twoich łąk już od dawna nie kala moja noga. Twojej rosy na trawienie
strąca kraj mojej odzieży. Smak owoców z twoich leśnych krzewów, zna tylko
zwierzyna, a zapach ziół nęci jeno motyle. Prawo do nich odebrałeś mi Panie,
tak jak moc uzdrawiania. A twoi ludzie zniszczyli to, co najcenniejsze – wiarę,
że pomoc bliźniemu może nieść każdy wedle swoich umiejętności, bye tylko chciał
dostrzec potrzebujących. Nie zbliżam się do Twojego łoża, panie, bo nie mam
niczego, co przyniosłoby ci ulgę”
I jak myślicie, jak
skończyła się ta historia?
A potem już droga w
stronę puszczy i niestety udało nam się zobaczyć już tylko jeden przystanek – 6. Topnik
z jeziora Wolisko.
„To
byli leśni ludzie, drwale od pokolenia, puszcza była ich drugim domem. Ale ten dom – prócz ptactwa i zwierzyny – miał tez
innych mieszkańców, tajemniczych, wrogich człowiekowi, z którymi do walki
stanąć nie było można, bo działali skrycie, zamieszkiwali w leśnych strugach,
podmokłej gęstwinie i leśnych jeziorach…”
A jednym z tych
mieszkańców był Topnik :)
Punkty 5. Dąb Napoleona i 7. Diabelski
kamień z puszczy nie były nam pisane. Na rowery pogoda była za brzydka i
dość daleko to było, a leśną drogą po deszczu naszym samochodem, który raczej
terenówką nie jest woleliśmy nie ryzykować. Pominę fakt, że na szlaku był zakaz
wstępu do lasu z powodu ścinki drzew. Wierzyliśmy, ze popołudniu ze strony
drwali nic nam już nie grozi, ale w trakcie poszukiwań piątki trafiliśmy na świeże ślady samicy żubra z
małymi (o ile żubry można nazwać małymi) – zryta ziemia i położona trawa… Nie to,
że nie poszłam dalej, ale wracając do samochodu z trudem powstrzymywałam się,
by nie puścić się biegiem…. I wtedy to właśnie mój mąż pocieszył mnie słowami,
że musi zostać nutka tajemniczości. Może
jeszcze kiedyś tam wrócę. Wam polecam.
I przypominam, że do
wygrania w moim konkursie jest mapka szlaku. Przypominam pytanie: Nad jakim
jeziorem mieszkała Wilhelmina – link z opisem jej legendy.
Świetny pomysł na tę wyprawę szlakiem legend.
OdpowiedzUsuńDzięki! Naprawdę byłam bardzo zadowolona, to rzut beretem ode mnie, a wcześniej nie miałam pojęcia, że taki ciekawy szlak istnieje. Szczerze polecam!
OdpowiedzUsuńto jednak w Zywkach nie bylo zadnego palacu?
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie to miejsce w Zywkach za piekna brama, gdzie po dzien dzisiejszy stoi budynek gospodarczy-tak przypuszczam. Slyszalam ze stal tam palac
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie to miejsce w Zywkach za piekna brama, gdzie po dzien dzisiejszy stoi budynek gospodarczy-tak przypuszczam. Slyszalam ze stal tam palac
OdpowiedzUsuńŚwietny wpis. Będę na pewno tu częściej.
OdpowiedzUsuń